sobota, 1 listopada 2014

Rozdział VII

   Niecałe trzy kilometry od centrum miasta Rage siedział przy stoliku, popijając whisky. Rozejrzał się dookoła, ogarniając wzrokiem erotycznie tańczące sylwetki kobiet. Dzisiejszego wieczoru był wyjątkowo duży tłok na parkiecie. Większość facetów wyglądało, jakby miało dyplomy z zabijania.
Rage poczuł, że idealnie pasuje do takiego towarzystwa.
- Jesteś pewny, że ona tu pracuje ? - spytał Gabriel, który z niecierpliwieniem obracał w dłoni szklankę w bursztynowym napojem.
Rage podniósł wzrok z nad niskiego stolika i kiwnął głową.
- Więc, co robimy ?
- Czekamy, ta dziewczyna nie jest jakąś zwykłą dziwką, która chce zarobić na życie. Nawet ja nie mogłem się z nią spotkać. - odrzekł Rage.
- Chcesz powiedzieć, że zwykły burdel odmawia księciu wampirów seksualnej przyjemności.- szepnął Gabriel z nutą rozbawienia w głosie.
   W tym samym momencie po schodach, które wiodły na balkon ze skórzanymi sofami. Wspinała się kobieta w czarnym aksamitnym szlafroku, przy każdym jej krok włosy delikatnie kołysały się na boki. Gabriel dostrzegł na twarzy brata zadowolenie. A, więc to ona. Powoli wstali i skierowali się w stronę schodów. Kobietę otaczała grupa bogato ubranych mężczyzn. Klubie panował przyjemny mrok, który idealnie pasował do nastroju braci. Postanowili czujnie ją obserwować, nie chcieli ją wystraszyć ani skrzywdzić. Musieli wyciągnąć od niej jak najwięcej informacji.
   Po godzinie rozglądania się, kobieta wreszcie zeszła na dół bez wianka wielbicieli. Weszła na scenę, zruciła z siebie szlafrok i zaczęła tańczyć przy rurze w rytm piosenki. Wybuchły okrzyki i gwizdanie mężczyzn. Kilka facetów już się pobiło i rzuciło na scenę. Kobieta wygięła się w pół i odrzuciła włosy z twarzy. Rage poczuł, nagły przypływ energii. Zeszła ze sceny i podeszła do niego nadal poruszając się w erotyczny sposób. Okrążyła go jak napalona pantera, przegryzając wargę, gdy ten spojrzał na nią. Gabriel spojrzał na brata i pokręcił głowę. Na scenę weszła kolejna dziewczyna. Rage złapał kobietę za nadgarstek i pociągnął za sobą. Szli omijając gołe kobiety w obłokach dymu. Kiedy znaleźli się już na zewnątrz Gabriel stał już w umówionym miejscu. Kobieta spojrzała zaniepokojona na braci.
- Czego chcecie ? - warknęła
- Nie bądź niegrzeczna - odpowiedział Rage.
Kobieta bezskutecznie próbowała się wyrwać z silnego ucisku ręki.
- Chcemy tylko wiedzieć, czy znasz osoby z Centrum II.
- Słuchajcie nie wiem, o czym wy mówicie. Ale jeśli chcecie mieć problemy...
- Nie udawaj, że o niczym nie wiesz. - powiedział szybko Gabriel, przerywając kobiecie mowę, którą na pewno nauczyła się na takie okoliczności.
- Powiedz nam, a nigdy już nas nie spotkasz - zażądał Rage.
- Odwalcie się ode mnie.
- Nie drażnij się ze mną. Lepiej mówi to co wiesz i po sprawie.
- Pocałujcie mnie gdzieś - powiedziała ze złością i wyrywając się wściekle.
- Rage daj spokój, możesz ją puścić - stwierdził Gabriel.
Przez chwilę Rage, miał ochotę rzucić się na kobietę i wydobyć z niej informacje. Ale w końcu z dzikim grymasem na twarzy rozluźnił uścisk tak, że kobieta mogła wyciągnąć rękę. Po czum roztarła sobie zsiniały nadgarstek i szybkim krokiem weszła do środka klubu.


*

   W pokoju panowała przyjemna cisza. Leżałam na łóżku z głową w chmurach, a Andrea malowała paznokcie swoim nowy lakierkiem w kolorze gnijącego sera. Po raz pierwszy czułam się tak spokojna, Gabriel sprawiał, że byłam szczęśliwa, bezpieczna po prostu mnie rozumiał. Choć jednym moim problemem było to, że Meg nie chciała ze mną rozmawiać. Nie miałam pojęcia o co jej chodziło od jakiegoś czasu chodziła zdenerwowana, choć ostatecznie można przyznać, że Meg jest zawsze zdenerwowana. Dochodziło do coraz częstszych kłótni między nami z byle powodu. Było mi trochę przykro, bo dla stawała się powoli - dosłownie powoli -, przyjaciółką.
   Gdy zamierzałam wybrać się do biblioteki w pokoju rozległo się dziwne pukanie. Otworzyłam je, w progu stała Meg, trzymając tak dużo książek, że nawet nie było widać jej twarzy. Burknęła coś pod nosem, gdy przechodziła obok. Usiadłam ponowie na łóżku, wyczuwałam napiętą atmosferę wokół nas, Andrea czekała jak dziecko, na wybuch Meg. Wydaje mi się, że on ma jakiś czujniki, które eksplodują w najmniej odpowiednim momencie. I jak zwykle Meg rozpoczęła swoją kłótnię, od serii głupich uśmieszków po darcie się na cały akademik.
- Andrea zamknij się to nie twoja sprawa. - krzyknęła Meg niebezpiecznie się czerwieniąc.
- Meg uspokój się, przez ciebie jeszcze nas wywalą - próbowałam ją jakoś uspokoić.
- Niedługo sama stąd odejdę mam dość waszego towarzystwa.
- Serio ? Kiedy ? Mogę cię spakować, jeśli chcesz - powiedziała Andrea
- Za kilka dni mnie tu nie będzie, przynajmniej nie będę musiała patrzeć na głupią twarz twojego chłopka. - warknęła w moją stronę.
- Możesz mi wreszcie powiedzieć, o co ci chodzi. Cały czas się mnie czepiasz! - wrzasnęłam, czułam ja robi się gorąco.
- Tanya w ogóle mnie nie rozumiesz. Ja znam Gabriela, on jest zbyt niebezpieczny dla ciebie. To zwykły oszust - wydawało mi się, że Meg stara się być teraz troskliwa, obrażając Gabriela.
- Ja też go znam - odrzekłam.
Meg pokiwała głową i usiadła przy biurku, Andrea z niechęcią na nią popatrzyła i wyszła posyłając mi buziaka.
- Wiem, że lubisz Gabriela i uważasz, że jest świetny, ale ... - zawahała się.
- To on może stać za ostatnimi morderstwami w Roswell.
Jej słowa prześlizgnęły się przez mój mózg, nie zostawiając żadnego śladu. Czy to możliwe, że Meg zmyśliła to sobie, bo nie lubi Gabriela. Ale to niedorzeczne, nikogo by  nie oskarżała, gdyby nie byłaby pewna. Nagle w mojej kieszeni zaczął wibrować telefon.

*
   Gabriel stał w wąskiej uliczce czekając na umówione spotkanie. Dziś jeszcze nie widziałem Tanyi, pomyślał, gdy po raz kolejny przechodził obok posągu małej dziewczynki z miśkiem. Jego przyjaciel się spóźnia. Dręczyły go wrzuty sumienia, bał się, że przez kłamstwa straci bliską mu osobę. Zastanawiał się w jak beznadziejnej sytuacji się znajduję, jego pewność siebie i krzepa wygasa z przenikliwą myślą narastających problemów nieśmiertelnych. Spojrzał na zegarek była 01:36. Co do cholery robi ten facet. Uliczkę wychodzącą na Fied Street oświetlał jedynie trupi blask z latarni stojącej na końcu skrzyżowania. Stracił nadzieje, że jego przyjaciel się pojawi. Więc skręcił w prawą w stronę, chwilę potem usłyszał stłumiony wrzask kobiety. Odwrócił się kobieta leżała zwinięta w kłębek, samochód, który ją wyrzucił uciekł z piskiem opon. Gabriel rzucił się biegiem w stronę kobiety. Cała się trzęsła, jej twarz mocno spocona, ciało okryte czarną płachtą. Gabriel poznał ją, to była ta sama kobieta, którą widział w klubie. Szybko złapał ją w pół i wziął ją na ręce. Postanowił zanieść ją do rodzinnego domu. Za nim do niego dotarł kobieta dwa razy przeraźliwie wrzeszczała i walnęła go mocno w nos. Przeszedł przez werandę i szybkim krokiem wszedł do domu, gdzie jedynie Deamon w nim przebywał. Położył ją na sofie i zdjął czarną płachtę. Jej ciało było przerażające, skórzany pas z kolcami zaciśnięty wokół uda, mocno wrzynał się w ciało. Nadgarstki miała sine i opuchnięte od sznura. Z ust kapała jej krew. Gabriel pomógł jej dojść do siebie.

________________________________________________________________
Wiem, wiem późno i krótko. Ale postaram się następnym razem napisać to lepiej.
W tym rozdziale jest trochę więcej Gabriela i jego rodziny. Sprawy się coraz bardziej
komplikują zarówno u Gabriela jak i Tanyi. Meg staje się zarozumiała - chcą chronić
przyjaciółkę. Striptizerka, która była ostatnią iskierką nadziei klanu Dragovich, nie chce
z nikim współpracować.
Mam nadzieje, że zachęciłam was tym do czytania. W przyszłym rozdziale będzie o wiele
ciekawiej i lepiej.
Sorry, za błędy i do następnego :)

niedziela, 28 września 2014

Rozdział VI


   Przez ostatnie dwa tygodnie nie miałam na nic czasu. Byłam jak żywa maszyna stworzona tylko do pracy. Szkoła, nauka i praca - to moje tymczasowe motto. Tego wieczoru jak zwykle miałam napięty grafik. Gdy ktoś zapukał do drzwi. Ubrana w przetarte jeansy i chłopięcą bluzę, poszłam je otworzyć. W progu stał Gabriel, którego nie widziałam już od  miesiąca. Ciągle myślałam o nim, ale jakoś nie potrafiłam zagadać do niego, a raczej nie chciałam. Sądziłam, że to chłopak powinien zrobić pierwszy krok. Włosy jak zwykle miał w nieładzie, a oczy świeciły mu się jak kotu w przyciemnionym świetle. Trochę zdziwioła mnie jego obecność, ale czułam, że może być nieprzewidywalny.
- Powinnaś przystopować ze szkołą -oznajmił na powitaniu.
- Czy ty mnie demoralizujesz ?
- Tak jakby. Masz dziś czas? - spytał
- Zależy dla kogo.
- Ale jesteś wredna, chciałem cię zabrać na spacer - uśmiechnął się robiąc zadziorną minę. Coraz bardziej podobało mi się filrtowanie z nim.
- Ja naprawdę mam dużo pracy.
- Nie przesadzaj odprężysz się w moim towarzystwie. A teraz zaproś mnie to środka, bo zapewne chcesz żeby poczekał, aż się wystroisz.
- Dałeś mi do zrozumienia, że kiepsko wyglądam? - spytałam, nieco zdenerwowana.
- Ależ skąd po prostu wyprzedziłem kobiecy tok myślenia.
- Okej, wychodź.
Zaproponowałam mu wodę, ale odmówił. Usiadł na moim łóżku, a ja poszłam przeczesać włosy i zmienić malinową bluzkę. Nie zamierzałam robić jakiś czasochłonnych metamorfoz - tak to zupełnie nie w moim stylu. Jeszcze raz spojrzałam w lustro i wyszłam z łazienki. Gabriel nadal siedział na łóżku, dłonią opierając się o materac. Czarny podkoszulek uwidaczniał jego silne ramiona. Uśmiechnęłam się, gdy jego wzrok napotkał mój.
- Gotowa? - spytał podnosząc brew.
- Całkowicie.
- Szybka jesteś Tanya.

*
   Wyszliśmy z akademiku i skierowaliśmy się w północą część miasta. Gdzie zawsze panowała cisza. Przez chwilę zastanawiał mnie fakt, że Gabriel chodzi tym drogami. Zawsze mogłam go znaleźć w nocnym klubie, gdzie najczęściej przebywał. Dziwiło mnie również to, że ostatnio z nikim nie chciał rozmawiać. Może miał problemy w domu, podobnie jak ja. Szliśmy w ciszy byłam pewna, że jeśli Gabriel przychodzi do mnie o tej porze, to na pewno ma jakiś powód. Więc, czekałam, aż dotrzemy do miejsca, do którego mnie on prowadził i otrzymam konkretną odpowiedź. Jesień tego roku przyszła szybko i niespodziewanie. Z drzew sypały się złociste liście, a orzechy spadały przy mocniejszym podmuchu wiatru. Zapach Gabriel roznosił po całej okolicy i był ładniejszy niż najnowsze perfumy Chanel, których z pewnością nie używał. Doszliśmy do małego wzgórza, gdzie rosła lipa. Zza chmury wyłonił się sierp księżyca, który idealnie kontrastował z ciemnym niebem. 
- To najpiękniejsze miejsce w Roswell - stwierdził ochrypłym głosem.
Chwycił mnie za rękę i zaprowadził do blisko stojącej ławki. 
- Ciekawi mnie druga strona księżyca, której nikt jeszcze nie widział - powiedziałam patrząc na lazurowe niebo.
- A co chciałabyś o niej wiedzieć? - spytał 
- Czy skrywa jakieś tajemnice.
- Niewątpliwe. Chowa przed zwykłymi ludźmi sekrety, których nigdy by nie zrozumieli. Karze tych, którzy wiedząc jak jest okrutna i ilu liczy niewolników w swojej ciemniejszej części.
- Zabrzmiało to ponuro.
- No wiesz, ja tak tylko przypuszczam. 
Miałam sporo pytań do niego, ciężko było mi się do tego zabrać. Ale wiedziałam, że lepszej okazji nie będę już miała.
- Gabrielu pamiętasz co powiedziałeś do mnie pierwszego dnia szkoły? - spytałam mając nadzieje, że nie będę musiała kończyć swojego pytania.
- Chodzi ci o tą starą Mazdę?
A jednak sama musiałam wydusić z niego odpowiedź. Wydawało mi się, że jest jedyną osobą, która zna odpowiedzi na wszystkie pytania. 
- Niezupełnie. Wspomniałeś coś o wypadku...
- Rozumiem, chcesz się dowiedzieć skąd to wiem. 
- Zupełnie jakbyś czytał w moich myślach - odpowiedziałam ironicznie. 
- To trochę skomplikowane, ale obiecuję, że niedługo ci wszystko wyjaśnię.
- Niedługo? - co ma oznaczać te niedługo, tydzień, dwa czy może rok. Gabriel zamilkł i próbował zmienić temat. W końcu się poddałam i nie pytałam go już o nic więcej. W pewnym momencie, Gabriel wyjaśnił mi swoje zachowanie. Dowiedziałam się jego, że wujek został zamordowany przez szaleńca, który napadał na ludzi przez ostatnie kilka miesięcy. Zrobiło mi się go żal i czułam się podle, bo nękałam go pytaniami, na które nie miał chęci odpowiadać. Siedzieliśmy na ławce przy lipie dotąd, aż zrobiło się tak zimno i ciemno, że widziałam jedynie oczy Gabriela. Odprowadził pod sam akademik. Stanęłam w progu by się pożegnać, gdy Gabriel zrobił krok w moją stronę. Poczułam nagły przypływ ciepła na swojej skórze. Popatrzył mi w oczy i pochylił głowę nade mną. Po raz pierwszy miałam okazję dotknąć jego delikatnych ust. Objął mnie rękami wokół talii, tak, że nie mogłam się ruszyć. Delikatnie cmoknął mnie w dolną wargę i wyszeptał : Bądź moją królową. Uśmiechnęłam się i powoli wróciłam do pokoju, zatrzymując się co jakiś czas na schodach. Serce waliło mi mocno w piersi na myśl, że przed chwilą całowałam się z Gabrielem Chevez. Zamknęłam drzwi pokoju. Nie zwracając na uwagi na dziewczyny, które szeptały coś między sobą.
- Tanya dobrze się czujesz? - spytała Andrea
- Fantastycznie - odpowiedziałam sennym głosem.

**
   Gabriel siedział w pustym salonie, nogi miał zarzucone na stół. Wyglądało na, że dom w którym teraz przebywał od dawna nie miał gości. Nalał sobie kolejną szklankę whisky, Z pokoju obok dobiegały dzikie dźwięki. Wziął łyk alkoholu i przeszedł wzdłuż całego salonu, dotykając po kolei każdej figurki, stojącej na komodzie. Drzwi z hukiem otworzyły się do salonu wpadł Rage, bez koszuli zdyszany, a z kącików ust skapywała mu krew. 
- Bracie! - zwrócił się do Gabriela, obnażając kły.
Gabriel uścisnął brata i  ponownie nalał sobie whisky.
- Widzę, że ciężko pracujesz - stwierdził Gabriel.
- Przestań, od dwóch tygodni szukam tego drania. Muszę się czasem rozerwać.
- Wiesz gdzie jest Irving? - spytał
- Nadal przeszukuje północą część miasta. 
- Dowiedziałeś się czegoś o tej dziewczynie? - dodał Rage.
Gabriel przegryzł wargę, wiedział, że najstarszy brat, ma największą władzę. Ale nie mógł pozwolić, by ktoś posądzał bliską mu osobę o tak poważne sprawy.
- Ona nie ma nic z tym wspólnego. Nie próbuj ją nawet śledzić. 
-  Gabrielu czy ty zupełnie nie masz rozumu. Tanya jest jedną osobą takiego pochodzenia, ale nie ma powodu by niszczyć nasz klan. 
- Zamiast pieprzyć się z jakąś dziwką, mógłbyś porządnie pomyśleć nad sytuacją w której się znaleźliśmy. 
- Zarzucasz mi, że ja się nie martwię, że się nie interesuję! 
Gabriel nie miał ochoty na kolejny kłótnie, postanowił spędzić całą noc na przeszukiwaniu wschodniej części lasu, w którym został zamordowany jego wujek.

_________________________________________________________________
Przepraszam za moją nieobecność. Przepraszam za moje błędy :(
Pisałam ten rozdział trzy godziny mam nadzieje, że się opłacało i się wam spodoba.
Tak, tak nie jest za długi, ale nie mam dużo czasu. Ciągle mam jakieś sprawdziany itp.
Ale, postanowiła, że rozdziały będę dodawała co dwa tygodnie jeśli będę się spóźniała, 
to nie martwcie się dodam później, ale będzie dłuższy. 

Tanya jest bardzo zapracowana. Niespodziewanie wieczorem przychodzi do niej Gabriel i 
zaprasza ją na spacer. Wyznaje jej dużo swoich przemyśleń. Opowiada również o śmierci 
jego wujka. Wracając do akademika Gabriel całuję dziewczynę. 

Życzę miłego popołudnie i pozdrawiam wszystkich :)
Sorry, za te błędy.

niedziela, 24 sierpnia 2014

Liebster Blog Award


Zostałam nominowana do Liebster Blog Award, chciałam podziękować wszystkich, którzy czytając mojego bloga. Hyhy czuje się jakbym dostała nominację do Oscara hyhy.



Krótko o LBA :

  • Nominacja Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego blogera za "dobrze wykonaną robotę".
  • Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechniania. 
  • Po odebraniu nagrody, należy odpowiedzieć na jedenaście pytań otrzymanych od osoby, która cię nominowała.
  • Następnie ty nominujesz jedenaście osób, informujesz ich o tym, oraz zadajesz im jedenaście pytań.
Nie wolno nominować bloga, który cię nominował.

* Agata Salvatore - jestem bardzo wdzięczna za Twoją nominację <3

Pytania zadane przez świetną blogerkę :

1. Jakie miejsce, zawsze chciałeś/łaś odwiedzić?

Trudno powiedzieć, bo wymarzonych miejsc mam strasznie dużo, ale najchętniej
wybrałabym się do Rzymu. Jest tam dużo, ciekawych zakątków do zwiedzania.
Poczynając od przeróżnych muzeów, kaplic, bazylik i ogółem dla mnie do świetne miasto.

2.Wolisz gdy w opowiadaniu jest więcej opisu, czy dialogu?

Obydwie rzeczy są ważne. Sądzę, że opis i dialog świetnie współgrając, są bardzo potrzebne pisząc opowiadanie, książkę czy nawet wypracowanie z polskiego. Dlatego jestem bezstronna, choć łatwiej mi się wplata emocje, jakieś sytuację, zmartwienie czy tajemnice bohaterów. 

3. Ulubiony projektant mody? 

Oj, szczerze przyznam, że nie jestem typem modnisi hyhy. Chociaż lubię film biograficzny o francuskiej projektantce "Coco Chanel" - Audrey Tautou w roli głównej :)

4.Co jest ważniejsze: intelekt czy uroda? 

Wydaje mi się, że intelekt, ale nie chodzi mi o ludzi, którzy są wspaniali z matematyki czy chemii. Po prostu taki intelekt, który umie rozróżniać dobro od zła. Hyhy teraz pisze jak katechetka. A jeśli chodzi o urodę, to nikt jest jest idealny, po za tym mówi się, że liczy się wnętrze, nie wygląd. 

5. Ulubiona książka + dlaczego właśnie ta?

Oczywiście cała seria Harrego Pottera. Dla mnie jest wspaniała, pokazuje jak ważna jest przyjaźń, odwaga
i oddanie życia za osoby które bardzo kochasz. Ta książka ma to wszystko co uwielbiam, przy niej można płakać i śmiać się jednocześnie. Przeżywać koszmarne chwilę i rozterki, kłótnie, pogrzeby, a nawet jeden ślub i narodziny dziecka. Jestem również zafascynowana pisarką jej ogromną wiedzą i wyobraźnią, która nie ma granic. I bohaterowie, którzy mając nietuzinkową postawę. Jednym słowem : Kocham!  Mogłabym pisać o tej książce cały czas.

6.Idealne miejsce na oświadczyny?

 Zawsze wydawało mi się, że każde oświadczyny muszą wyglądać dokładnie, tak jak na amerykańskie komedii - romantycznej. Jakaś bajeczna altanka z kwiatami dookoła. Lampiony, które dodają urok sytuacji, gwieździste niebo i ukochana osoba stojąca przed tobą i różą w ręku. Achh...ale  to tylko filmy :(

7. Czego się boisz najbardziej?

 Jedną z przerażających dla mnie rzeczy są - węże. Kiedyś miałam" mały" incydent z tym obrzydliwym stworzeniem. Od tej pory panicznie się ich boje nie wchodzę do pawilonu z gadami, gdy jestem w zoo. Gdy byłam młodsza, nawet nie oglądałam przyrodniczych kanałów. Tak, tak wiem głupie, bo przecież wąż nie wyskoczy na mnie z telewizora, ale pokonuje swój strach dzięki HP

8.Gdzie chciałbym/ abyś zamieszkać w przyszłości?

Bardzo chciałabym zamieszkać w Paryżu lub na Lazurowym Wybrzeżu, ale jak na razie to tylko marzenia.

9.Potrafisz wybaczyć zdradę?

Nie mam pojęcia, czy potrafię bo jeszcze nikt (dzięki Bogu) w jakiś sposób mnie nie zdradził. Ale jeśli taka sytuacja mogłabym mieć miejsca w przyszłości i gdybym wybaczyła to i tak nie miałabym zaufania do osoby, która mnie zraniła.

10.Gdybyś mógł/ mogła zmienić jedną rzecz na świcie, co  to by było?

Oczywiście pokój na świecie - jak mówią to uczestniczki walczące o tytuł miss. Nie, żartuje. Na serio nie mam pojęcia, co mogłabym zrobić. 

11. Jakie opowiadania czytasz najchętniej?

Jestem bardzo uzależniona od opowiadań fantasy i FF. 
<3

Lista blogów które nominuję: 

http://ii-trust-you.blogspot.com/
http://dangerous-aria.blogspot.com/
http://futbol-amar-amistad.blogspot.com/
Pytania:
1.Twój znak zodiaku?
2.Czy wierzysz w życie po życiu?
3.Ulubiony rodzaj książek?
4.Najstraszniejszy koszmar który miałeś/ łaś?
5.Ulubiony film?
6.Czy w przyszłości planujesz studiować, jeśli tak to co?
7.Najlepsza piosenka tego lata?
8.Co mógłbyś/ mogłabyś zrobić dla najlepszego przyjaciela, gdyby coś mu się stało?
9.Gdybyś widział/ ła spadającą gwiazdę - jakie życzenie byś wypowiedział/ ła?
10. Masz hobby? Jakie?
11. Czym najczęściej się kierujesz sercem czy rozumem?




sobota, 16 sierpnia 2014

Rozdział V


Obudziłam się ze wzdrygnięciem ze tego koszmarnego snu. Oszołomiona rozejrzałam się po ciemnej sali, mało kto zauważył, że krzyknęłam. Była przerwa większość ludzi już się rozeszło, Meg najwyraźniej poszła do toalety. Zamknęłam oczy, w uszach słyszałam dudnienie. Mama zawsze mi powtarzała, że sny mają głębsze znaczenie, że nie tylko oczy odzwierciedlając naszą duszę, ale i sny. Więc co ma oznaczać ten sen, obecność Jeffreya, wydawał się tak realistyczny. Dziwne, ale niepokój i lęk, które nękały mnie przez jakiś czas rozpłynęły się w powietrzu, wraz ze snem, teraz czułam ulgę, czystką ulgę. Przez moment panowała głucha cisza, gdy nagle rozległ się szmer i ktoś z rzędu obok wstał i ruszył w stronę wyjścia łypią na wszystkich spod łba, chwilę potem wybiegł za nim ...Gabriel. Patrzyłam zamglonymi oczami na drzwi w których oboje mężczyźni zniknęli, na ekranie, wyświetlała się reklama najnowszej kolekcji bielizny Victoria's Secret.

*
Następne kilka dni mijały mi w oszołomieniu. Chodziłam z jednej lekcji na drugą. Mało co jadłam, większość czasu spędzałam w bibliotece, szukając jakiejkolwiek recenzji na temat osiemnastowiecznego teatru dramatycznego. Gabriel pojawiał się co jakiś czas na zajęciach najczęściej z filozofii, coś mi podpowiadało, że gdyby nie to, że razem pracujemy, w ogóle by nie przychodził, mało mówił i był dziwnie nadąsany. Andrea zachowywała się jakby była w amoku, nagminnie sprawdzała telefon, oczekując wiadomość od jej nowego chłopaka Christiana. We wtorek udałyśmy się do nowo otwartego pubu, w którym miałyśmy pracować. Ruszyłyśmy chodnikiem do frontowego wejścia. Na drzwiach widniał jeszcze napis Zamknięte, zastukałam kilka razy w szybę. Drzwi otworzył nam wysoki rudy mężczyzna z purpurowymi policzkami.
- Dzień Dobry - uśmiechnął się zacierając ręce - Zapewne nowe pracownice, zapraszam.  Jestem Edwin, ale mówcie mi Ed. 
Wchodząc do środka uderzyła nas fala gorąca, zapachów limonki i mięty, a z głośników buchnęły mocne dźwięki zespołu, której nazwy nie pamiętam. Z sufitów zwisały małe szklane kule, a dwie ściany zdobione, były granatowymi kryształkami. Po prawej stronie był bar. Z lewej- zgrabne okrągłe stoliki z dębu. Ed wyjął z otwartej szuflady dwie plakietki i zaprowadził nas na zaplecze, było tak blisko kuchni, że przez ścianę czułam żar dobywający się z pieców. Bluzka momentalnie przykleiła mi się do pleców, wywołane przez gorąco panujące w pubie. 
- Tu są wasze uniformy i plakietki z imionami - wskazał na małą szafę, stojącą w kącie. Ed wyszedł zamykając drzwi, podeszłam by otworzyć okno. Andrea podała mi uniform, spojrzałam na plakietkę na której widniało moje przekręcone imię Tina. Zaśmiałam się wiążąc sobie bordowy fartuch wokół bioder.
Po kilku godzinach, gdy wyczyściłam kuchnię i wyniosłam kilka worków śmieci, do pubu przybyło kilku gości. Andrea obsługiwała przy parze, więc podeszłam do młodej pary siedzącej na wprost od wejścia. 
Dziewczyna była ładną brunetką, którą jak sądziłam gdzieś już widziałam w czarnej sukience, glanami i z paroma kolczykami w uszach. Chłopak, był tak samo przygnębiającą ubrany. 
- Coś do picia ? 
Chłopak spojrzał najpierw na mnie, potem na dziewczynę, która zagłębiła się w menu.
- Whisky - odpowiedział 
- Dla mnie to samo 
Przez chwilę gapili się na siebie, jakby chcieli się zabić wzrokiem.
- Jednak poproszę wodę z limonką - powiedziała z dezaprobatą.  
Przecisnęłam się między stolikami i ruszyłam przez sień niosąc zamówienia, w lokalu przybywało coraz więcej ludzi. Idąc do stolika, potknęłam się o coś śliskiego, próbując zahamować dziki taniec moich nóg, z rąk wyleciała mi szklana whisky, oblewając koszulkę chłopaka, który ją zamówił. Przez chwilę parzył na mnie gniewnym wzrokiem, po czym wstał i podszedł, tak blisko, że cofnęłam się o krok. W oczach jarzyła mu się wściekłość miałam tylko nadzieje, że mnie nie udusi i co gorsza nie zrobi wielkiej awantury.
- I ty jesteś kelnerkę.. ty ! Nawet inwalidka na wózku jest lepsza od ciebie - krzyknął, a mięśnie szczęki zaczęły mu lekko drżeć.
- Przepraszam - odpowiedziałam siląc się by nie wybuchnąć złością, teraz już przesadza, przecież to tylko whisky.
- Rage przestań, chodźmy już - powiedziała dziewczyna, błagalnym tonem. Chłopak spojrzał na nią i wyszedł mamrocząc po nosem jakieś wyzwiska.
- Przepraszam za niego - zwróciła się do mnie, wyraźnie zakłopotana - od jakiegoś czasu chodzi wściekły, ale nie sądziłam, że wyładuję złość na obcego człowieka. Wywróciłam oczami.
- Nie wyobrażam sobie co by się stało, gdybym była z nim sam na sam. 
- Ach.. ja też - uśmiechnęła się i wybiegła z pubu.



***
Uliczka była wąska i opustoszała. Vincent szedł szybkim krokiem, a czarne oczy błyszczały mu wyrazem oczekiwania. Kiedy zbliżał się do celu, w myślach zabrzmiały mu pożegnalne słowa Josefin. Wkrótce zbliża się druga faza. Przygotuje się i odpocznij trochę.
Uśmiechnął się z wyższością. Nie spał całą noc, ale sen był ostatnią rzeczą, jaka go interesowała. Sen jest dobry dla słabeuszy. On jest wojownikiem, podobnie jak jego przodkowie, a członkowie jego ludu nie spali po rozpoczęciu bitwy. Ta bitwa niewątpliwie się rozpoczęła, a jemu przypadł zaszczyt rozlanie pierwszej krwi. Teraz miał dwie godziny na uczczenie swojego zwycięstwa, zanim powróci do pracy.
Spać? Są przecież znacznie lepsze sposoby, żeby się odprężyć...
Zamiłowanie do konsumenckich przyjemności niewątpliwie odziedziczył po swych przodkach, tyle że oni delektowali się heroiną, a on wolą inne rozkosze. Był zbyt dumny ze swojego ciała, dobrze umięśnionej maszyny do zabijania - by niszczyć je narkotykami. Znalazł sobie mniej niebezpieczne uzależnienie zdrowszą i bardziej satysfakcjonującą nagrodę. Czując znajomy dreszczyk oczekiwania, ruszył jeszcze szybszym krokiem. W końcu stanął przed niczym niewyróżniającymi się drzwiami i nacisnął dzwonek. W drzwiach odsunięto wizjer, po czym przyjrzała mu się badawczo para orzechowych łagodnych oczu. W końcu drzwi się otworzyły.
- Witamy - odezwała się ładnie ubrana kobieta. Zaprowadziła go do doskonale umeblowanego saloniku o przytłumionym oświetleniu. W powietrzu unosił się zapach drogich perfum i czekolady. - Proszę.- Wręczyła mu album z fotografiami.- Kiedy pan się zdecyduję proszę mnie zawołać. Następnie zostawiła go samego.
Siedząc na skórzanej sofie z albumem na kolanach, poczuł ukłucie zmysłowego pożądania. Wprawdzie nigdy nie świętował Bożego Narodzenia, ale wyobrażał sobie, że tak musi czuć się dziecko siedząc przed stosem prezentów, gdy za chwilę ma otworzyć cuda kryjące się w środku. Otworzył album i zaczął przyglądać się zdjęcia.
- Martina. Hiszpańska dama. Romantyczna.
- Amelia. Piękna sadystka.
Dwukrotnie przejrzał album i w końcu dokonał wyboru. Chwilę później pojawiła się ta sama kobieta, która go powitała. Wskazał kogo wybrał. Uśmiechnęła się.
- Proszę za mną.
Po omówieniu spraw finansowych przeprowadziła dyskretną rozmowę przez telefon. Poczekali kilka minut, po czym weszli po kręconych marmurowych schodach, które zaprowadziły ich do luksusowego korytarza.
-Te złote drzwi na końcu - poinformowała go. - Ma pan bardzo kosztowny gust.
No pewnie. Pomyślał. Jestem koneserem.
Kiedy dotarł do drzwi, uśmiechnął się do siebie. Były już otwarte... zapraszały go to siebie. Pchnął je i bezszelestnie się otworzyły. Kiedy zobaczył dziewczynę, wiedział, że dobrze wybrał. Czekała na niego dokładnie tak, jak prosił... leżała naga na placach, z rękami przywiązanymi grubym aksamitnym sznurem do poręczy łóżka. Wczoraj wieczorem zabiłem powiedział sobie w duchu, dotykając jej brzucha, a ty jesteś moją nagrodą. 

_________________________________________________________________________
Mam nadzieje, że wam się podoba, bo mi jakość nie. Przez pewien czasu nie miałam weny achh
tak już bywa. W tym rozdziale pojawiła się nowa postać, która wniesie lekki zamęt w życie bohaterów.
Tanya jest oburzona zachowaniem Rage, którego poznała w pubie. W kolejny wpisach dowiecie się dlaczego Gabriel tak dziwnie się zachowuje. Wydaje mi się, że rozdział jest krótki :/  Małe ostrzeżenie na blogu będą mogły się pojawiać nieprzyzwoite słowa itp. Życzę udanych wakacji, bo już niedługo... szkoła :(
Chciałbym was poinformować, że będę rzadziej, ale regularnie  dodawała wpisy, gdyż jestem w trzeciej klasie gim i gdy rozpocznie się szkoła i te różne egzaminy będę miały trochę ograniczony czas.
Pozdrawiam :)
Czytasz = komentuj, zrewanżuje się. 
Przepraszam za błędy jeśli wystąpiły :3




piątek, 8 sierpnia 2014

Rozdział IV

Wróciłyśmy do domu tuż przed dziewiątą. Przekręciłam klucz w zamku, chwyciłam klamkę i naparłam biodrem na drzwi. Na kolacje postanowiłam zrobić tacos nadziewane kurczakiem. Kiedy podsmażałam cebulkę z różnymi rodzajami papryk, w moje myśli bez trudu wkradł się Gabriel. W chwili, gdy jego skóra otarła się o moją, całe moje ciało przeszył dreszcz od czubka głowy, aż po koniuszki palców. Prąd sprawił, że strach który kotłował się w gardle i dreszcze, które przepływały wzdłuż kręgosłupa za każdym razem, gdy na mnie patrzył, były jak powoli tlący się popiół. Moje serce, mój umysł, moja dusza - wszystko to nagle zapłonęło ogniem wywołanym przez maleńką iskierką na mojej skórze. Nigdy nie czułam czegoś tak podniecającego. Przy krojeniu kurczaka w kostkę, zadzwonił telefon. Niechętnie podniosłam słuchawkę. Dzwoniła mama wypytywała co u mnie słychać, od mojego wyjazdu była strasznie zmartwiona, czułam, że nie mówi mi wszystkiego, wydawało mi się, że ukrywa coś, co ją gnębi od pewnego czasu. Oczywiście prawiła mi swoje znane na pamięć kazanie : "Nie choć sama po nocach"- z tym się zgodzę przekonałam się na własnej skórze jakie są tego skutki. Ucieszyła się, jak dziecko, gdy uświadomiłam ją, że przyjadę trochę wcześniej, niż się tego spodziewałyśmy, system nauczania w Georgie jest nieco inny od znanego mi  w Oklahomie. Mama opowiedziała mi z podziwem jak Darren świetnie sobie radzi z rehabilitacjami. Po rozmowie z nią próbowałam się skoncentrować się na kolacji. Uśmiech sam pojawił mi się na twarzy, gdy przypomniały mi się słowa mamy "Darren jest taki radosny", oczy mnie piekły, ale to dlatego, że wcześniej kroiłam cebulę. Dziewczyny zebrały w sobie dość odwagi, by spróbować mojego dzieła. I nawet im spakowało. Przyjemnie było obserwować, jak stopniowo nabierają zaufania do mojej kuchni, przynajmniej byłam lepszą kucharką od Andrei, a to już wielki wyczyn.

**
W sobotę od rana było zimno i padało. Siedziałam przy kuchennym oknie, patrząc jak deszcz bombarduje gradem pocisków coraz większe tafle kałuży na trawniku. Na kolanach miałam obszarpaną książkę Abrahama Stokera Dracula, za uchem ołówek, a na parapecie pusty kubek po herbacie. Na ławie leżał arkusz pytań z lektury, był już prawie cały zapisany. Meg wyszła na kurs jogi, a Andrea szykowała się na umówioną randkę. Nie miałam ochoty dłużej ślęczenia nad kilkoma pytaniami. Postanowiłam wpisać je w Google i przy tym odprężyć się na Facebooku, zdziwiłam się czemu nie zrobiłam to wcześniej.  Skrzywiłam się na wyniki wyszukiwania, jedno krótkie pytania, a odpowiedzieć cholernie długa. Pół godziny później - po przeczytaniu kilku starych artykułów z życia Abrahama, oczy zaczęły wychodzić mi z orbit. Z dziwnym trafem zakres wyszukiwań rozszerzył mi się i w dole ekranu pojawił się link do gazety codziennej Roswell, pomyślałam, że co mi szkodzi sprawdzić. Kliknęłam link, przeglądając stronę archiwum zaintrygował mnie nagłówek artykułu, przysunęłam się z krzesłem bliżej ekranu.

 Policja z Atlanty alarmuje

Roswell to ciche, spokojne miasteczko i oprócz ratowania kotów z drzewa nie ma tu zbyt wiele pracy dla stróżów prawa. Ostatnio coraz częściej zgłasza się zaginięcia młodych osób. W czwartek 17 lipca znaleziono ciało martwej uczennicy z liceum przy Patrick Street. Przesłuchania rodziny zmarłej uczennicy i uczniów szkoły odbędą się 25 lipca. Policja z Atlanty wszczęła odrębne śledztwo związku tragiczną śmiercią nastolatki. Dwudziestoczteroletni Rage C. (o którym pisaliśmy w poprzednim wydaniu) został zwolniony i oczyszczony ze wszystkich zarzutów. Miejscowy szeryf zaleca szczególną ostrożność, każdy z nas jest teraz narażony. Sprawca tych czynów nadal jest na wolności.

Powoli trawiłam informacje, docierające do umysłu. Podskoczyłam na dźwięk trzaśnięcia się drzwi za moimi plecami. Okręciwszy krzesło, zobaczyłam jak Meg wchodzi do kuchni trzymając w ręku karimatę do ćwiczeń. Miała przymrużone oczy i zacięte usta.
-Ducha widziałaś, czy coś gorszego ?- spytała dysząc, najwidoczniej cień strachu padł na moją twarz.
Pokręciłam głową.
-Meg - zaczęłam, nadal przyglądając się otwartemu laptopowi- wiedziałaś, że w Roswell zamordowano jakąś dziewczynę ?
-Tak, przez ostatnie kilka miesięcy gazety o niczym innym nie pisały.
-Ale policja znalazła już tego morderce ? - spytałam po sekundzie milczenia.
-Tanya, ty naprawdę niczego nie czytasz - Meg przybrała ton, jakiego dotąd nie słyszałam -  wczoraj policja zatrzymała jakiegoś gościa na razie nikt nie udziela informacji, ale podobno to był on.
Zmarszczyłam czoło, na wspomnienie o traumatycznej napaści, ogarnęło mnie przerażenie. Czy to mógł być ten sam facet, którego pobił Gabriel. Serce zabiło mi w jak obłędzie, to dlatego ostrzegał mnie przed kręcącymi się tu świrami, może miał kogoś konkretnego na myśli. Wczorajsza sytuacja, byłam pewna, że coś wpadło na maskę, ten ciemny kształt nie był wytworem mojej wyobraźni, tylko czemu nikt oprócz mnie go nie spostrzegł. Po chwili nasunęła mi się masa pytań pomocniczych, na których i tak nie znałam odpowiedzi. Miałam w głowie mętlik.
-Kim była ta dziewczyna ? - spytałam, odrywając się od przygnębiającego rozmyślania.
-Jakaś Miranda Dawson, nie znałam jej osobiście.
Dokończyłam arkusz, słuchając monotonnej paplaniny Meg, o tym jakie błędy popełnia instruktorka jogi, wrzucając 'aha' za każdym razem, gdy milkła, czekając na reakcje. Bez reszty pochłaniała mnie kwestia "tamtego" wieczoru. Z jednej strony wydawało mi się, że się mylę. Im dłużej się nad tym zastanawiałam, tym większe ogarniały mnie wątpliwości. W kieszeni zawibrował mi telefon. Na ekraniku wyświetliła się wiadomość od zastrzeżonego numeru, z informacją, że w kinie Luna odbędzie się maraton horrorów.
No dobra, wprawdzie uwielbiam horrory, ale prognoza, że będę musiała o po nich zażywać leki nasenne, jest murowana zwłaszcza, że ostatnie fakty przyprawiały mnie o osłupienie. Meg, która dostała ulotkę o maratonie, przez cały czas nalegała mnie bym się trochę rozerwała i poszła z nią do kina. Otworzyłam usta, starannie ważąc ton, bym się nie wydała, że boje się chodzić teraz po mieście.
-Przecież te horrory są nudne, oglądałam je tysiące razy - stwierdziłam, mając nadzieje, że ją przekonam.
-Czy ja zawsze muszę cię do wszystkiego namawiać, zbieraj się idziemy - powiedziała, biorąc kosmetyczkę.
Najwyraźniej kłamanie to moja pięta Achillesowa, nie miałam wyboru założyłam turkusowy sweter, granatowe rurki i ciemne baleriny. Przeciągnęłam palcami po włosach wokół twarzy. Obróciwszy się dwa razy przed lustrem, stwierdziłam, że wyglądam całkiem nieźle, albo nawet seksownie. Szczerze mówiąc, miałam mieszane uczucia co do wyjścia, gdym miała przy sobie, chociaż gaz pieprzowy czułabym się bezpieczniej. Zamknęłam za sobą drzwi, idąc przez Vermont Ave, dopadło mnie paskudne uczucie. Lęk, niepokój. I pewność, że stanie się coś okropnego. Wiktoriańskie domy ciągnące się przez całą ulice, wyglądały, jakby były puste w środku. Wydawało się, że nie ma w nich ludzi tylko, za to jakieś istoty obserwujące okolice. Niebo było szare, ale bez jakiejkolwiek chmury. Pomiędzy gałęziami rosnącego przed domem wielkiego orzecha, dostrzegłam ciemny cień. Kruk, tkwił tak nieruchomo, jak otaczające go zielone liście. Na czarnych  piórach światło rysowało małe tęcze. Dziwne, ptak przypatrywał się na nas, moją uwagę przykuły jego oczy czarne jak lukrecja. Kruk wzbił się w powietrze, z drzewa posypały się liście. Skrzydła miał wielkie, hałasu mogły narobić za całe stado skautów. Zatoczył koło i ostrym kraknięciem odleciał w stronę lasu. Lekki wietrzyk poruszał liśćmi, wzięłam głęboki oddech. Kiedy szliśmy w stronę wejścia do kina, zerwał się wiatr i omiótł nasze łydki papierkami po cukierkach.
- Dwa bilety na maraton - poprosiłam kobietę za kontuarem.
Wzięła pieniądze i podała mi przez okienko dwa czerwone bilety, po czym uśmiechnęła się odsłaniając plastikowe kły wampira.
-Życzę strasznego oglądania - zawołała , podając bilety jakiejś parze. Weszłyśmy do sali, szybko zajmując najlepsze miejsca, bo na seans przyszło tyle osób, że później nie dałoby się znaleźć wolnego kąta. Kupiłyśmy popcorn i kilka paczek orzeszków w czekoladzie. Czekając, aż zacznie się film do rzędu obok przysiadło się dwóch chłopaków, tego się nie spodziewałam Gabriel co on tu robi ? Znałam go kilka dni, a wydawało mi się, że między nami jest jakaś więź. W sali zaczęły gasnąć światło, zapadło milczenie, na ekranie pojawił się wielki napis The Conjuring. Po godzinie oglądania, kiedy główną bohaterkę opętały już demony, oparłam się o ramię Meg, wiedziałam, że zaraz zasnę pod powiekami czułam piasek.
"Otworzyła oczy, słysząc metaliczne syczenie. Spojrzałam w dół i zobaczyła jak szczelina w moście się powiększa. Metalowe kable pomiędzy barierkami zaczęły gwałtownie łopotać na wietrze, a most znów zaskrzypiał. Jeffrey jednak stał na środku. W chwili, gdy most zaczął się trząść, potknęłam się i przewróciłam na kolana. Nie odrywając od niego wzroku, gdy most u jego stóp wyginał się i pękał. Zerknęłam szybko na naderwany asfalt. Po przez pary mogłam dostrzec płynącą w dole rzekę. Jeffrey próbował wstać, na próżno.Gdy na mnie spojrzał, dostrzegłam w jego oczach strach.
-Bądź silna ! - krzyknął zachrypniętym głosem
Zapadła całkowita ciemność, ciężka i gęsta, zawisła nad nami. Gdy nieco opadła, most wydawał się zniszczony, jego filary były ustawione pod nienaturalnymi kątami, a w nawierzchni szczeliny których nie dałoby  się naprawić. Wysoko nad Jeffreyem dwa czarne cienie fruwały dookoła mostu. Spojrzałam na niego, zamrugałam zdziwiona, wydawał się jeszcze bardziej przerażony. Zwinął się w kłębek i schował głowę w ramiona. Tam gdzie wcześniej znajdował się Jeffrey, stało dwoje ludzi. A przynajmniej nieznane mi istoty. Obie sylwetki miały na sobie czarne ubrania. Mężczyzna ubrany był w dobrze skrojony garnitur, kobieta w długą czarną sukienkę, mimo pięknych chłodnych rysów twarz wyglądała na martwą. Mieli jasne niemal białe włosy, sięgające do ramion. Wyglądali jakby wybierali się na pogrzeb. Sunęli powoli w moją stronę, byli przerażający. Ich straszne - nieludzkie oczy, sprawiły, że cofnęłam się o krok. Czarne pozbawione źrenic, patrzyły na mnie przez chwile. Potem obie postacie uśmiechnęły się jednocześnie. 
-Czyż to nie urocza istotka ? - spytał mężczyzna
-Mhmm - zamruczała kobieta, nie odrywając ode mnie wzroku - powiedz gdzie twoja matka ukryła ten skarb ? Patrzyłam na nich z przerażeniem, kilka kropelek potu pojawiło się na moim czole.
-Odpowiedz mi !! - ryknęła, wyciągając srebrny sztylet.
-Ni..Nie wiem - zaczęłam się jąkać. 
-Nie dajesz mi wyboru - przerwała mi ostrym tonem kobieta. Przyłożyła mi sztylet do twarzy. Po policzku spływała mi łza, mieszając się z krwią.
-Sama do tego doprowadziłaś, skarbie - szepnęła, wybijając sztylet w moją pierś".

-Nieee ! - krzyknęłam, budząc się.
________________________________________________________________________
No, więc w tym rozdziale Tanya ma coraz większe podstawy, by sądzić, że morderstwo w
mieście i napaść, z przed kilku dni to dwie łączące się sprawy. Koszmar w kinie to nie jest zwykły
sen. W następnych wpisach dowiecie się kim są tajemnicze istoty.
Mam nadzieje, że podoba wam się rozdział, chyba nie jest za długi ?
12 sierpnia jest noc spadających gwiazd, może uda mi się wypowiedzieć życzenie . Hyhy
Czytasz = komentuj, zrewanżuje się ;)
http://ii-trust-you.blogspot.com/ - jeszcze raz chciałam polecić blog mojej BFF <3
Jak zawsze, przepraszam za moje błędy :/


wtorek, 29 lipca 2014

Rozdział III

Tylko na te jedno słowo było, mnie stać. Gabriel patrzył na mnie z mrużonymi oczami. Wyjął z kieszeni chusteczki i podał je bezszelestnie. Przez cały czas, byłam w szoku po tym co się stało, jak Gabriel uratował mnie przed tym obleśnym typkiem, ale nadal miał do niego spory dystans. 
-Lepiej nie choć po miasteczku sama. Kręcą się tu różne świry -powiedział a w jego głosie pojawiło się ostrzeżenie "Przecież nie będę cię pilnował ". Zabawne, że jeszcze godzinę temu sądziłam, że to on jest największym świrem jakiego kiedykolwiek poznałam. Nadal drżały mi ręce, a kolana lekko uginały się pod ciężarem ciała. 
-Powinienem cię odprowadzić- wyprostował się jak struna i rozejrzał dookoła. W sumie chciałam mu przyznać rację, ale coś mnie powstrzymywało. To, że mi pomógł nie znaczyło, że mogłam mu bezgranicznie ufać. Razem ruszyliśmy w stronę akademika w oddali było słychać pohukiwanie ptaków, niebo stawało się coraz bardziej gwieździste, liście drzew leniwie poruszali na wietrze.
-Jeszcze raz dziękuję -powiedziałam z łamiącym się głosem, stojąc przed wejściem do budynku.
-Nie dziękuj- uśmiechnął się i odszedł powoli w stronę zaparkowanych samochodów.
Stałam przez chwilę w przejściu, w gardle czułam uścisk, który szukał ujścia we łzach. Nie sądziłam, że pierwszy dzień stanie się jednym z najgorszych dni. Wyjazd, studia, praca to wszystko miało mi pomóc w odnalezieniu siebie na nowo. Patrzyłam się w ciemną toń, która z czasem zaczęła się zagłębiać się w czarną przestrzeń. Robiło się coraz chłodniej, weszłam do środka. W akademiku (co dziwne) panował hałas rozbawionych uczniów, którzy wygłupiali się i nie przypominali ani trochę wczorajszych ponurych osób. Idąc przez hol natknęłam się na Meg, która niosła stos zakurzonych książek. Pomogłam jej i odebrałam kilka z nich, nie rozmawiałyśmy dużo. Meg była całkiem miła, zaproponowała mi pomoc w napisaniu wypracowania. W pokoju panowała przyjemna cisza, Andrea siedziała przy biurku trudzącą się nad rozprawką, którą zadał jej pan Keaton. Rzuciłam torbę na łóżko, Andrea odwróciła się w tej samej chwili, przerywając milczenie.
-Och Tanya, muszę ci coś opowiedzieć-stwierdziła podekscytowana.-Poznałam dziś ślicznego chłopaka, jest taki romantyczny. Siedziałam z nim na kliku lekcjach, jej stąd i zaprosił mnie na wycieczkę po mieście. Zastanawiam się co ubrać czy tą turkusową sukienkę i srebrny naszyjnik lub białą bluzkę w koronkę i topazowe kolczyki ? Jak sądzisz ?
-Andrea rób przerwy między swoimi monologami.- odpowiedziałam, z trudem powstrzymując śmiech. Jej zmartwienia z garderobą zaczęły się w siódmej klasie, kiedy zakochała się w asystencie nauczyciela historii.
-Ja wybrałabym białą bluzkę i kolczyki - odezwała się Meg
Zamierzałam opowiedzieć Andrei o nocnym zajściu. Wkrótce. Potrzebowałam tylko trochę czasu, żeby sobie wszystko dobrze poukładać. Problem w tym, że nie miałam pojęcia w jaki sposób. Rozmowa z dziewczynami oderwała mnie od wszystkich "słodkich" udręk. Jak sądziłam Meg nie była wredną zdzirą, co prawda miała humory, ale zadawało się, że zaczynamy się rozumieć. Nawet Andrea się do niej przekonała. Meg mieszkała tu na tyle długo, że znała prawie wszystkich i  ich krótką biografię, ostrzegała nas też przed panem Sheen'em, który dostaje czasem ataki szału, gdy ktoś nie przynieście wypracowania.
Ucieszyłam się, gdy zrobiło się na tyle późno, że wypadało nam iść spać. Nie mogłam przywyknąć do nieustannego szumu wiatru i deszczu bijącego w dach, naciągnęłam na głowę kołdrę, a potem dołożyłam jeszcze poduszkę. 

**

O dziewiątej ocknęła mnie Andrea, która uświadomiła mi, że zaraz spóźnimy się na zajęcia. Ubrałam się w pośpiechu, przez chwilę siłowałam się z wciągnięciem spodni. Wyjrzałam przez okno pogoda zaczęła dopisywać, na gałęziach drzew, które przysłaniały słońce, były jeszcze krople deszczu. Śniadanie zjadłam w obojętna na smaki i zapachy, nawet skusiłam się na (jak zawsze) przypalonego tosta, przygotowanego przez Andre'e. Umyłam zęby,chwyciłam za torebkę i razem z Andreą i Meg rzuciłyśmy się do drzwi. Wyjęłam podręcznik na pierwszej lekcji z wykładowcą języka łacińskiego prof. Keaton'em. Krzesło obok mnie zajmowała Andrea, wybrzmiał dzwonek i profesor zajął swoje miejsce pod tablicą, zaczynając swój wykład. Zdumiałam się na nieobecność Gabriela. Cichy głosik podsunął mi myśl, że może to być związane z dziwną napaścią, albo zwyczajnie w drodze do szkoły skończyła mu się benzyna i utknął nie wiadomo gdzie.
A może stwierdził, że nie ma ochoty iść na dzisiejsze zajęcia. Andrea kopnęła mnie pod stołem, profesor patrzył na mnie z uniesioną brwią. 
-Panno Sullivan, proszę notować- powiedział ostrym tonem. 
Wzięłam do ręki długopis i zaczęłam pisać po gładkim, pustym papierze. Przez resztę lekcji w skupieniu słuchałam prof. Keaton'a, nie wracając myślami ani do Gabriela, ani do wczorajszego wieczoru. Na korytarzu włączyłam się w przepływający tłum, kierując się do wyjścia, zatrzymała mnie Meg.
-Heej Tanya, idziesz dziś do klubu ?!- krzyknęła, przedzierając się przez grupę chłopaków.
-Nie mam ochoty.
-No proszę, musisz poznać tutejsze obyczaje - mrugnęła porozumiewawczo.
-Ja, ty i Andrea za godzinę spotykamy się na parkingu- uśmiechnęła się i odeszła szybko znikając w tłumie.
W sumie czemu nie, od kilku miesięcy nie byłam w żadnym klubie. Szybkim ruchem otworzyłam drzwi do pokoju, w ekspresowym tempie zrzuciłam ubrania i wskoczyłam pod prysznic, gdzie wylałam na siebie pół butelki płynu do kąpieli. Zdecydowałam się na białe rurki, moją nową bluzkę z Forever 21 i niewysokie koturny.Włosy spięłam w wysoki kucyk. Ostatni element mój ulubiony arbuzowy błyszczyk. Wsiadłyśmy do samochodu, tym razem ja prowadziłam.W drodze do klubu pozwoliłam myślom powędrować na chwilę w stronę Gabriela. Jest coś w nim niesamowicie ponętnego i mrocznego. Im dłużej o nim myślałam, tym bardziej byłam przekonana, że skrywa w sobie coś tajemniczego, złego. W połowie drogi z zachmurzonego nieba, zaczął padać deszcz. Skupiona na przemian na jezdni i zmienianiu biegów, usiłowałam znaleźć włącznik wycieraczek. Oświetlenie ulicy zamigotało. Zastanawiałam się, czy przypadkiem nie zbiera się na burze. Pogoda w tym miasteczku zmienia się bez przerwy i w każdej chwili z mizernego deszczyku może przejść w ulewę, a nawet w powódź z piorunami. Nad naszymi głowami ponownie zamigotały lampy uliczne. Na skrzyżowaniu zapaliło się żółte światło. Hamując,sprawdziłam,czy droga jest wolna i ruszyłam naprzód. Zanim się spostrzegłam, że na maskę wpada jakiś ciemny kształt, usłyszałam wycie. Krzyknęłam, wciskając hamulec, odruchowo skręciłam z całych sił w prawo. Wstrzymałam oddech, ściskając rękami kierownicę. Zdjęłam stopy z pedałów, samochód szarpnął i zamarł.
-Pogięło cię! Co ty wyprawiasz ?!-krzyknęła z przerażeniem Andrea, łapiąc się za głowę
-Nie widziałyście tego? Przecież coś wpadło na maskę -odparłam zszokowana
-Nic nie wpadło.
-Uspokójcie się. -odezwała się spokojnie Meg.
Kiedy ponownie uruchamiałam silnik, usłyszałam okropne wycie. Wzdrygnęłam się i wcisnęłam pedał gazu, pomknęłam naprzód. Zatrzymałyśmy przed sklepem z upominkami, tylko tam było miejsce by zaparkować. Ulica była pełna klubów i sklepów z mrożonymi jogurtami. Z nieba zniknęły deszczowe chmury. Meg wskazała swój ulubiony klub z neonowym napisem By Eva. Wchodzą do środka oblała nas głośna muzyka, alkohol dookoła i wszędzie pijane dziewczyny robiące rzeczy, których nie będą pamiętać następnego dnia. Andrea zamówiła nam drinki, jak zawsze wybrałam klasyczne piwo z sokiem. Usiadłam przy stoliku, rozglądając się po klubie, parkiet był duży, ale i tak nie było zbytnio miejsca, żeby potańczyć. Zrobiłam łyk piwa, chłodne uczcie wypełniło moje gardło. Dziewczyny nie miały ochoty więcej siedzenia i ruszyły na środek tańcząc z jakimś gościem. Wstałam i przecisnęłam się przez dziką parę w stronę łazienki na piętrze, bo ta na dole była niezbyt "komfortowa". Zwilżyła trochę twarz zimną wodą, odgarnęłam włosy z twarzy i wyszłam. Na korytarzu usłyszałam znajomy niski głos, odwróciłam się. W drzwiach stał wysoki chłopak w czarnej skórzanej kurtce to był Gabriel, kłócił się z ładną smukłą brunetką. Zeszłam na dół, by mnie nie zauważył za sobą słyszałam wołanie.
-Tanya ?!- wrzasnął przedzierając się przez muzykę. Odkręciłam głowę w górę, patrzył się na mnie swym czarującym spojrzeniem. Chwile potem, stał tuż obok mnie opierając się o poręcz. 
-Co tu robisz ? Śledzisz mnie ?- spytał uśmiechając się szelmowsko.
-Nie-pokręciłam głową- Zwykły wypad z dziewczynami.
-Mhmm.. zatańczysz ?-spytał. Choć nie brzmiało to jak pytanie.
-Ooo nie- byłam kiepską tancerką, tata uczył mnie przez trzy tygodni kilku kroków na bal z okazji jesieni.
-Masz wobec mnie dług- stwierdził, łapiąc mnie delikatnie za rękę. Muzyka w jednej chwili z szybkiej i donośnej zmieniła się w romantycznie powolną.
Skinęłam głową, jego twarz wyrażała chytry uśmieszek. Przyciągnął mnie do siebie, położył rękę na moją talię, nasze palce splotły się ze sobą. Zaczęliśmy się poruszać w rytm piosenki, wzrok miałam wlepiony w podłogę. 
-Powinnaś iść na lekcje tańca- stwierdził patrząc się na mnie z roześmianą twarzą.
-Ty, też beznadziejnie tańczysz- odparłam mając nadzieje, że mu dogryzę. Zaśmiał się złowrogo i przybliżył się do mnie, tak, że czułam jego zimny oddech na twarzy.
-Inteligenta, wrażliwa i ładna za dużo jak na jedną osobę- szepnął mi w ucho.
-Przemądrzały, śmiały i...
-Seksowny ?-wtrącił przegryzając wargę
-Raczej nietaktowny.
___________________________________________________________________________
Trzeci rozdział jak wam się podoba ??? Postarałam się nie robić w nim tylu błędów jak w poprzednich.
Sporo się nad nim natrudziłam ostatnio nie miałam weny, ale jakoś go napisałam. Tanya jest coraz bardziej 
zauroczona czarującym Gabrielem. Proszę o szczere komentarze i rady. I do następnego ;)
http://ii-trust-you.blogspot.com/- świetny blog mojej kochanej przyjaciółki <3333 wpadnijcie 


sobota, 12 lipca 2014

Rozdział II

Gdy skończyłam układać ubrania w starej dębowej komodzie,poszłam z kosmetyczką do naszej wspólnej łazienki. Rozczesując splątane wilgotne włosy ,przyglądałam się swojemu odbiciu w lustrze. Może tylko ta nagła zmiana klimatu i deszczowa pogoda sprawiły,że wyglądałam koszmarnie jak dziewczyna z The Ring. Patrząc tak na siebie doszłam do wniosku,że nie ma się co oszukiwać. Nie znajdę tu sobie miejsca ,kiedyś nawiązywanie kontaktów z rówieśnikami nie przychodziło mi z trudem,do Stillwater nie miałam ochoty wracać po tym co zrobiłam. Całą noc przewracałam się w łóżku. Znad lasu przyleciał wicher omiatający uniwersytet i obsypując okna kamieniami. Kilka razy zbudziły mnie odgłosy zrywających się przez wiatr dachówek. Podskakiwałam na najcichszy dźwięk za szybą,nawet słyszałam trzeszczenie materaca. Około siódmej poddałam się, zwlokła się z łóżka i wzięłam gorący prysznic. Za oknem było widać tylko gęstą mgłę. Usiadłam przed lustrem toaletki,żeby się uważnie obejrzeć. Makijaż miałam minimalny,ograniczony do paru muśnięć tuszem do rzęs i połyskliwym błyszczku o zapachu arbuzowym,dziś postanowiłam rozpuścić włosy. Meg okazała się jeszcze bardziej dziwną osobą,niż ją opisywała Andrea. Przechodząc obok niej przywitałam się ,ale ona tylko zmierzła mnie chłodnym wzrokiem i burknęła pod nosem coś w stylu ''hej'', widocznie dzielenie pokoju z dwiema dziewczynami jej nie odpowiadało. Przy śniadaniu nie rozmawiałyśmy za dużo ,Andrea życzyła mi sobie powodzenia ,byłam pewna ,że życzenie się nie spełni .Ostatnio los nie darzył mnie szczęściem . Pierwsza od stołu odeszła Meg, która udała się na zajęcia. Przez dłuższą chwilę siedziałam przy sosnowym stole,przyglądając się Andrei ,która zajadała spalonego tosta. Kuchnia w naszym pokoju  była mała,ale przestronna,ściany pokrywała biała tapeta ze złotymi smugami ,okna wychodziły na dziedziniec. Nie chciałam się pojawić na zajęciach zbyt wcześnie,ale nie mogłam się też spóźnić. Wzięłam, więc dżinsową kurtkę i pożegnałam się z Andreą , z którą miałam dopiero na trzeciej godzinie wspólną lekcję. Nadal mżyło ,choć nie tak bardzo ,bym przemokła do suchej nitki. Ścieżka,która oddzielała uniwersytet od akademika ,była porośnięta trawą ,od której sprężyście odbijały się moje podeszwy butów. Wchodząc do budynku ,panował szum rozmawiających studentów ,w środku było ciepło i ponuro zapalone światła dawały mętny poblask na hol,gdy zadzwonił dzwonek udałam się na pierwszą lekcję z profesorem filozofii panem Sheen'em. Usiadłam w trzecim rzędzie, by nie być zbyt blisko profesora ,który straszył swymi wyłupiastymi oczami. Przede mną siedziała Meg pogrążona w rozmowie z jakimś chłopakiem.
-Cisza . Cisz..- urwał bo sali wszedł wysoki chłopak w ciemniej kurtce .Przez rzędy ławek przeszła fala podniecenia.
- Pierwsza lekcja ,a ty już się spóźniasz. - powiedział głośno profesor Sheen ,karcąc chłopaka swym spojrzeniem .
-Przepraszam -mruknął ,nie zwracając zbytnio uwagi na słowa profesora. Przystanął przy drzwiach i rozejrzał się po klasie. Paplanina dziewczyn w jednej chwili zamarła. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Jego czarne włosy kontrastowały z  jasną karnacją ,kości policzkowe i szczęki miał mocno zarysowane i idealnie prosty nos. Meg odwróciła gwałtownie głowę, gdy chłopak przechodził obok niej. Zatrzymał się przy wolnym krzesełku i przysiadł obok mnie. Siedział zgarbiony patrząc chłodnymi oczami przed siebie .Z pewnością nad czymś rozmyślał ,ale uznałam, że lepiej nie wiedzieć nad czym .
- Na dzisiejszej lekcji zastanowimy się nad sensem życia człowieka - profesor odchrząknął ,po czym mówił dalej: Kim jest tak naprawdę człowiek? Dokąd każdy z nas zmierza? Czy istnieje życie po życiu ?-między pytaniami robił teatralne przerwy.
-Cześć jestem Tanya.- chłopak nie odezwał się,ani jednym słowem.
-Na te pytanie odpowiecie w parach ,jeśli nie uda wam się napisać wszystkich odpowiedzi ,skończycie na przyszłej lekcji - Świetnie! mam pracować z chłopakiem ,który na nic nie reaguje i przez cały czas ma utkwiony wzrok w przestrzeni .Zawahałam się ,ale byłam pewna ,że on nie zrobi pierwszego kroku .
- Jak się nazywasz ?-zapytałam
Przeszył mnie swymi morskimi oczami i zmarszczył brwi. Przez chwilę czułam ,że serce podchodzi mi do gardła .Był jakiś mroczny ,jakby kryło się w nim coś tajemniczego ,przerażającego. Nie uśmiechał się przyjaźnie,raczej był to uśmiech grozy w której się w nim czaiła. Skupiłam wzrok na tablicy,by uniknąć jego dalszego spojrzenia.
- Zasadniczy zwrot filozoficzny dokonał się we wczesnej nowożytności i jest łączony przed wszystkim z filozofią Kartezjusza - ciągnął dalej profesor. Siedziałam spokojnie. Teraz był jego ruch. Gdy wcześniej się uśmiechałam ,nic dobrego się z tego nie wyszło. Zmarszczyłam nos ,próbując się skupić ,czym pachnie. Na pewno nie perfumami ,ani nie papierosami. Czymś świeżym. Deszczem, trawą ,może mieszka blisko lasu.
Położyłam łokieć na stole i oparłam podbródkiem o pięść. Westchnęłam , napotkawszy wzrokiem zegar, zaczęłam wystukiwać ołówkiem rytm wskazówki sekundowej. No nieźle ,w tym tempie nic nie zrobimy. Gapiąc się przed siebie, usłyszałam szelest kartek. Czytał pytania. Zerknęłam w jego stronę ,wodził oczami po kartce.
-Możemy już zacząć ?-zapytałam starając się,nie pokazywać zirytowania.
-Czytaj - odpowiedział aroganckim tonem.
-Dlaczego ja ?
-Chcę posłuchać twojego głosu -odpowiedział ,podając mi kartkę z pytaniami.  Przełknęłam głośno ślinę,popatrzył na mnie z politowaniem. Denerwowała mnie jego pewność siebie,czułam się skrępowana.
-A może powiesz mi wreszcie jak mam się do ciebie zwracać ?-zapytałam obracając nerwowo ołówek.
-Mówi mi Gabriel- nareszcie coś powiedział.
Pierwsze pytanie,było dość dziwne.
-Dlaczego żyję ?- szczerze nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiałam.Najwyraźniej ,ktoś na''górze'' chciał ,bym odwiedziła ten świat. Sięgnął przez stół po mój czysty notatnik i zaczął coś ,pisać łagodnym ruchem dłoni. Pochyliłam się nad nim na tyle blisko, ile mi starczyło odwagi,próbując przeczytać co napisał.
Miał już kilka linijek,a zdań przybywało coraz więcej.
-Co ty robisz ? -zapytałam dziwnym piskliwym głosem .
-Piszę ci odpowiedzi -odpowiedział starając być miły.
-Przecież sama mogę pisać -zaprotestowałam natychmiast.
-Nie,ty czytasz ja piszę -mówiąc to nie spuszczał wzroku z notatnika.
-Jesteś z Oklahomy?-dodał ,odwracając się do mnie. Ciekawe po czym to poznał,może po moim akcencie,albo po dziwnym speszonym zachowaniu .
- Tak. Skąd wiesz ?
-Zaparkowałaś na moim miejscu starą Mazdą- odpowiedział unosząc lekko brew. Całkiem szybko się zorientował ,że jestem z Oklahomy i przyjechałam Mazdą,a może o prostu zgadywał. A poza tym to nie ja prowadziłam tylko Andrea.
-Czym jest nieśmiertelność? kolejne pytanie -parsknęłam śmiechem , przecież nikt nie może być nieśmiertelny. Gabriel spojrzał na mnie oczekując odpowiedzi na mój niezapowiedziany śmiech .
-Coś cię rozbawiło ?-zapytał ,a w oczach pojawił się błysk ciekawości.
-Wiesz,tylko kartoteki policyjne,są dla nas jedyną przepustką do nieśmiertelności -odrzekłam
Wychylił się do tyłu krzyżując ręce za głową.
-Żeby ją osiągnąć,wystarczy nie umierać,ale ty chyba wiesz coś już o śmierci  -powiedział to przeciągając każdą sylabę.
-O co ci chodzi...
-Cofnijmy się kilka miesięcy wstecz ,przypomnij sobie wyścig -nie wiedziałam do czego zmierza,przecież to nie możliwe,by wiedział o wypadku. Chwycił moje krzesło i przyciągnął mnie do siebie .Nie wiedziałam co zrobić ,czy odejść i pokazać jak bardzo jestem wściekła i wystraszona ,czy udawać ,że jestem znudzona jego głupim gadaniem,wybrałam tą drugą opcję.
-Razem ze znajomymi urządziłaś wyścig dla swojego brata ,zaraz jak on się nazywa D.D.Danny ,nie skończył się ciekawie prawda? Podobno ktoś w nim zginął .
Patrzyłam na niego wstrząśnięta .Mimo,że nie dawałam po sobie poznać ,że straszne wspomnienia wracają z prędkością światło ,czułam że Gabriel dobrze wie jakie wizje mnie nawiedzają. W tym samym momencie zabrzęczał dzwonek i aż podskoczyłam na krześle. Gabriel zerwał się z szybkim ruchem  i wypadł z klasy za nim ktokolwiek choćby wstał. Siedziałam sparaliżowana wpatrując się półprzytomna w drzwi za którymi zniknął. Kim on do cholery jest?! Wiedział takie rzeczy, o których nikt ,oprócz mnie, Andrei ,Darren'a i ..Jeffrey'a nie wiedział. Nikt. Zaczęłam powoli pakować swoje rzeczy,starając pohamować narastający we mnie gniew. Miałam nadzieje,że z oczu nie popłynął mi łzy. Po ostatnich wydarzeniach często zamykałam się w pokoju,płacząc. Wyszłam na hol,oparłam się ścianę,moja klatka piersiowa podnosiła się i opadała.
-Wszytko w porządku?-zapytał znajomy głos. Podniosłam wzrok. Obok mnie stała Meg,jej brązowe oczy świdrowały po mojej twarzy.
-Tak-skłamałam. Nic nie było w porządku, od kiedy to nieznajomy facet tak dużo o mnie wie.
-Spokojnie Gabriel Chevez to kompletny świr, nie przejmuj się nim -uśmiechnęła się sztucznie. Łatwo było jej mówić,przez cały czas w głowie brzmiał mi jego niski głęboki głos i ostatnie kilka zdań które wypowiedział.

*

Po zajęciach ,cały dzień spędziłam w nie najlepiej zaopatrzonej książkami bibliotece szukając jakiejkolwiek wzmianki na temat kultu Dionizosa. Wracając o ósmej do akademiku niebo groźnie pociemniało atramentowym błękitem. Zasunęłam zamek kurtki pod szyje, by nie zamarznąć. Szłam tą samą ścieżką, oświetlaną lampami. Za sobą słyszałam szybkie ciche kroki, odwróciłam się. Ku mnie zmierzał chłopak, którego widziałam na zajęciach. Spojrzał na mnie, uśmiechnął się podejrzanie, robiąc śmiały krok. Wystraszyłam się chciałam już ruszyć w stronę akademiku, ale złapał mnie mocno wpół. Próbował pocałować,ale uderzyłam go pięściami pierś, chcąc wyrwać się z jego silnego objęcia.
-Nie bądź taka nieśmiała, widziałem jak na mnie patrzysz - wzmocnił swój uścisk, bym nie mogła się ruszyć choć o milimetr. Zaczęłam krzyczeć,gdy jego obrzydliwe usta zbliżały się do moich. Z za rogu wyszedł Gabriel, w jego oczach od razu widziałam szaleńczą wściekłość. Na widok Gabriela chłopak puścił mnie, a jego jasne oczy rozszerzyły się. Ręce Gabriel'a zacisnęły się w pięść tak, że jego kostki stały się białe. Podszedł do chłopaka i wymierzył mu cios w twarz. Chłopak stracił równowagę i runął na mokrą ziemię, trzymając się na nos, z którego ciekła krew. Zmierzył spojrzeniem Gabriela a jego usta utworzyły się w cienką linię ,po czym wstał i rzucił się na niego. Moje oczy były pokryte łzami z odrobiną tuszu ,które spływały w dół po policzkach. Gabriel złapał chłopaka mocno za szyje i odrzucił go od siebie, tak chłopak ,że wpadł na latarnie i po chwili chwiejnym krokiem uciekł. Przełknęłam swój strach i powoli zbliżyłam się do Gabriela, który stał i wpatrywał się w ciemność ,w której zniknął chłopak.
-Dziękuję -wyjąkałam.
__________________________________________________________________________
Kolejny rozdział, przepraszam za moje nieuniknione błędy. Mam nadzieje , że się wam spodobał.
Dodawajcie komentarze , jeśli go przeczytacie  :)


wtorek, 8 lipca 2014

Rozdział I

Jadąc z mamą na lotnisko, otworzyłyśmy szeroko samochodowe okna. Po raz pierwszy od pięciu lat w Stillwater jest trzydzieści stopni ciepła, niebo jest absolutnie bezchmurne. Miałam na sobie ulubiony bladoróżowy top i krótkie dżinsowe shorty.Wiatr , który wpadał przez okno delikatnie muskał mi twarz. Celem podróży było miasteczko Roswell w stanie Georgia na północnych przedmieściach stolicy . Rodzice nie są zadowoleni z wyboru mojej szkoły, ale już od pewnego czasu marzył mi się wyjazd do Roswell , gdzie można odetchnąć od codziennych problemów i podziwiać tamtejsze miejsca. Tata był pewien,że wybiorę się na uniwersytet stanowy w rodzinnym mieście. Co prawda ma piękny dziedziniec i jest jednym z największych uniwersytetów w naszym stanie, ale  nie bardzo się do niego nadawałam .
- Tanya - odezwała się się mama już w hali odlotów - pamiętaj , że w każdej chwili możesz wrócić .
Powiedziała to już po raz tysięczny i stanowczo ostatni.Wyglądała na bardzo zmartwioną .
Byłam jej całkowitym przeciwieństwem ja miałam brązowe włosy zwykle zaczesane niedbale w kucyk  i niebieskie oczy, mama była piękną blondynką z piwnymi oczami i pierwszymi zmarszczkami. Spojrzałam jej w szkliste oczy wyczytałam z nich niepokój. Wyglądało,że zaraz się rozklei. Przecież nie często się zdarza , gdy dziecko opuszcza rodzinę ,by stać się samodzielną osobą . Teraz mama zalała się łzami . Poczułam narastającą panikę i wyrzuty sumienia. Czy mama sobie poradzi ? Teraz gdy mój młodszy brat jest chory , gdy potrzeba nam pieniędzy. Objęłam mamę i czule pocałowałam w czoło. Wyjeżdżam,by pomóc mojemu braciszkowi, by ułatwić życie moim rodzicom. Po policzku mamie spływała łza,otarłam ją opuszkami palców.
- Nie martw się mamo, poradzę sobie - tym razem powiedziałam to szczególnie przekonująco , ostatnio często powtarzałam do zdanie .
- Przyjedź na Święto Dziękczynienia .
- Obiecuję .Wszystko będzie dobrze . Kocham Cię mamo.
Przytuliła mnie mocno i trzymała mnie tak długo , aż przeszła przez odprawę , wsiadłam do samolotu i już jej nie zobaczyłam. Czekały mnie bite trzy godziny lotu z Stillwater do Santa Fe, na dodatek siedział za mną chłopczyk, który co chwila kopał w moje siedzenie. Nie bałam się latania , bardziej martwiłam się Darren'a.
Gdy wylądowałam w Santa Fe, padał deszcz ,ale nie wzięłam to za zły znak. Na parkingu czekała już na mnie moja przyjaciółka Andrea niewysoka dziewczyna o porcelanowej cerze , błękitnych oczach i jasnych blond włosach rozpuszczonych na ramiona, która stała przy samochodzie i mokła w deszczu. Znałyśmy się od dzieciństwa , zawsze wszystko robiłyśmy razem, w piątej klasie próbowałyśmy popalać, ale nakryła nas mama , został tylko ślad przypalenia na podłodze w mojej sypialni . Andrea przyjechała do Roswell, dwa tygodnie wcześniej by załatwić nam miejsca w akademiku. Zauważyła mnie dopiero, gdy schodziłam niezdarnie po śliskich schodkach. Otworzyła bagażnik, wrzuciłam swoje torby i walizkę, miałam zaledwie kilka ubrań pasujące do tego klimatu. W prawdzie miałam trochę grosza, bo w wakacje dorabiałam w sklepie wędkarskim i malowałam łodzie.
- Jak dobrze cię widzieć Tanya. Co słychać u Darren'a? - zapytała wsiadając do auta .
- W porządku. Też się cieszę, że Cię widzę.
Andrea włączyła swoją ulubioną stację radiową , w której pobrzmiewał kawałek Coldplay, In my place świetna piosenka słuchałyśmy ją przez całe zeszłe lato.
-Znalazłam nam pracę - oznajmiła po zapięciu pasów .
- Naprawdę ? Gdzie ?
- W pobliskim pubie .
Wiadomość o znalezieniu pracy wprawiła mnie w euforię ,ale nie na długo , bo moje myśli zajął już Darren. Kolejna fala wyrzutów sumienia z mieszaniną rozpaczy drgnęła mną . Wymieniliśmy z Andreą parę uwag na temat pogody -ciągle padało i to było na tyle. Wiedziałam , że Andrea domyśla się czym jest pochłonięty mój umysł ,ale łatwiej było powiedzieć , że jest się zmęczonym, niż rozdrapywać bolesne wspomnienia. Wpatrywałyśmy się w drogę w milczeniu.
Okolica była niezaprzeczalnie piękna . Wszystko tonęło w zieleni i jej odcieniach : korony drzew i ich pokryte mchem pnie, porośnięta paprociami ziemia. Roswell w przeciwieństwie do Stillwater nie tętnił tak życiem to ciche miejsce ,w którym pogoda zmienia się z minuty na minutę .Wreszcie zajechaliśmy na miejsce.Wysiadając z samochodu deszcz przestawał padać, niebo trochę pojaśniało, chmury przyjęły kolor śnieżnobiały.Uniwersytet nie był zbyt duży , a nawet nie przypominał uniwersytetu . Wyglądał dosyć obskurnie, ściany budynku były pomalowane białą farbą, która już odpadała i prześwitywał ciemny kolor , na dachu brakowało kilku cegieł. Cały bagaż zdołałyśmy wnieść za jednym zamachem , w recepcji dostałam klucz do pokoju . Wnętrze budynku było ponure, po holu przechadzali się uczniowie ,sprawiali wrażenia tak samo ponurych jak i cały uniwersytet. Nasz pokój był na ostatnim piętrze. Ku mojemu zdziwieniu dostałyśmy piękną sypialnię wychodzącą na zachód, za oknem widać było korony iglastych drzew, które tworzyły baldachim z igieł ,dający zieloną poświatę na łóżko przy oknie. Drewniana podłoga , morelowe ściany i spadzisty sufit przypominały mi własną sypialnię. Zajęłam wolne łóżko przy oknie , miałam z niego wspaniały widok i uwielbiałam gdy w nocy blask księżyca oświetlał mi twarz. Andrea zajęła łóżko z prawej ściany. Co dziwne w pokoju było jeszcze jedno łózko, na którym leżała czarna bluzka .
- Ktoś jeszcze z nami mieszka ? - zwróciłam się do Andrei ,wskazując na łóżko.
- A tak wczoraj wprowadziła się jakaś dziewczyna Meg .
- Dziwna jakaś . Taka tajemnicza- dodała po chwili , kręcąc głową .
_______________________________________________________________________
I o to pierwszy wpis , mam nadzieje , że fajny. Sorki za błędy piszcie jeśli coś nie rozumiecie .
Tanya dopiero się przeprowadziła do Roswell .Miasteczko wywróci jej życie do góry nogami ,
tu pozna miłość i będzie musiała stawić czoło swoim codziennym i trudnym problemom . Dowie
się również o tajemnicach swoich rodziców.CHĘTNIE POCZYTAM WASZE OPINIE .
Pozdrawiam i do kolejnego wpisu :)