sobota, 1 listopada 2014

Rozdział VII

   Niecałe trzy kilometry od centrum miasta Rage siedział przy stoliku, popijając whisky. Rozejrzał się dookoła, ogarniając wzrokiem erotycznie tańczące sylwetki kobiet. Dzisiejszego wieczoru był wyjątkowo duży tłok na parkiecie. Większość facetów wyglądało, jakby miało dyplomy z zabijania.
Rage poczuł, że idealnie pasuje do takiego towarzystwa.
- Jesteś pewny, że ona tu pracuje ? - spytał Gabriel, który z niecierpliwieniem obracał w dłoni szklankę w bursztynowym napojem.
Rage podniósł wzrok z nad niskiego stolika i kiwnął głową.
- Więc, co robimy ?
- Czekamy, ta dziewczyna nie jest jakąś zwykłą dziwką, która chce zarobić na życie. Nawet ja nie mogłem się z nią spotkać. - odrzekł Rage.
- Chcesz powiedzieć, że zwykły burdel odmawia księciu wampirów seksualnej przyjemności.- szepnął Gabriel z nutą rozbawienia w głosie.
   W tym samym momencie po schodach, które wiodły na balkon ze skórzanymi sofami. Wspinała się kobieta w czarnym aksamitnym szlafroku, przy każdym jej krok włosy delikatnie kołysały się na boki. Gabriel dostrzegł na twarzy brata zadowolenie. A, więc to ona. Powoli wstali i skierowali się w stronę schodów. Kobietę otaczała grupa bogato ubranych mężczyzn. Klubie panował przyjemny mrok, który idealnie pasował do nastroju braci. Postanowili czujnie ją obserwować, nie chcieli ją wystraszyć ani skrzywdzić. Musieli wyciągnąć od niej jak najwięcej informacji.
   Po godzinie rozglądania się, kobieta wreszcie zeszła na dół bez wianka wielbicieli. Weszła na scenę, zruciła z siebie szlafrok i zaczęła tańczyć przy rurze w rytm piosenki. Wybuchły okrzyki i gwizdanie mężczyzn. Kilka facetów już się pobiło i rzuciło na scenę. Kobieta wygięła się w pół i odrzuciła włosy z twarzy. Rage poczuł, nagły przypływ energii. Zeszła ze sceny i podeszła do niego nadal poruszając się w erotyczny sposób. Okrążyła go jak napalona pantera, przegryzając wargę, gdy ten spojrzał na nią. Gabriel spojrzał na brata i pokręcił głowę. Na scenę weszła kolejna dziewczyna. Rage złapał kobietę za nadgarstek i pociągnął za sobą. Szli omijając gołe kobiety w obłokach dymu. Kiedy znaleźli się już na zewnątrz Gabriel stał już w umówionym miejscu. Kobieta spojrzała zaniepokojona na braci.
- Czego chcecie ? - warknęła
- Nie bądź niegrzeczna - odpowiedział Rage.
Kobieta bezskutecznie próbowała się wyrwać z silnego ucisku ręki.
- Chcemy tylko wiedzieć, czy znasz osoby z Centrum II.
- Słuchajcie nie wiem, o czym wy mówicie. Ale jeśli chcecie mieć problemy...
- Nie udawaj, że o niczym nie wiesz. - powiedział szybko Gabriel, przerywając kobiecie mowę, którą na pewno nauczyła się na takie okoliczności.
- Powiedz nam, a nigdy już nas nie spotkasz - zażądał Rage.
- Odwalcie się ode mnie.
- Nie drażnij się ze mną. Lepiej mówi to co wiesz i po sprawie.
- Pocałujcie mnie gdzieś - powiedziała ze złością i wyrywając się wściekle.
- Rage daj spokój, możesz ją puścić - stwierdził Gabriel.
Przez chwilę Rage, miał ochotę rzucić się na kobietę i wydobyć z niej informacje. Ale w końcu z dzikim grymasem na twarzy rozluźnił uścisk tak, że kobieta mogła wyciągnąć rękę. Po czum roztarła sobie zsiniały nadgarstek i szybkim krokiem weszła do środka klubu.


*

   W pokoju panowała przyjemna cisza. Leżałam na łóżku z głową w chmurach, a Andrea malowała paznokcie swoim nowy lakierkiem w kolorze gnijącego sera. Po raz pierwszy czułam się tak spokojna, Gabriel sprawiał, że byłam szczęśliwa, bezpieczna po prostu mnie rozumiał. Choć jednym moim problemem było to, że Meg nie chciała ze mną rozmawiać. Nie miałam pojęcia o co jej chodziło od jakiegoś czasu chodziła zdenerwowana, choć ostatecznie można przyznać, że Meg jest zawsze zdenerwowana. Dochodziło do coraz częstszych kłótni między nami z byle powodu. Było mi trochę przykro, bo dla stawała się powoli - dosłownie powoli -, przyjaciółką.
   Gdy zamierzałam wybrać się do biblioteki w pokoju rozległo się dziwne pukanie. Otworzyłam je, w progu stała Meg, trzymając tak dużo książek, że nawet nie było widać jej twarzy. Burknęła coś pod nosem, gdy przechodziła obok. Usiadłam ponowie na łóżku, wyczuwałam napiętą atmosferę wokół nas, Andrea czekała jak dziecko, na wybuch Meg. Wydaje mi się, że on ma jakiś czujniki, które eksplodują w najmniej odpowiednim momencie. I jak zwykle Meg rozpoczęła swoją kłótnię, od serii głupich uśmieszków po darcie się na cały akademik.
- Andrea zamknij się to nie twoja sprawa. - krzyknęła Meg niebezpiecznie się czerwieniąc.
- Meg uspokój się, przez ciebie jeszcze nas wywalą - próbowałam ją jakoś uspokoić.
- Niedługo sama stąd odejdę mam dość waszego towarzystwa.
- Serio ? Kiedy ? Mogę cię spakować, jeśli chcesz - powiedziała Andrea
- Za kilka dni mnie tu nie będzie, przynajmniej nie będę musiała patrzeć na głupią twarz twojego chłopka. - warknęła w moją stronę.
- Możesz mi wreszcie powiedzieć, o co ci chodzi. Cały czas się mnie czepiasz! - wrzasnęłam, czułam ja robi się gorąco.
- Tanya w ogóle mnie nie rozumiesz. Ja znam Gabriela, on jest zbyt niebezpieczny dla ciebie. To zwykły oszust - wydawało mi się, że Meg stara się być teraz troskliwa, obrażając Gabriela.
- Ja też go znam - odrzekłam.
Meg pokiwała głową i usiadła przy biurku, Andrea z niechęcią na nią popatrzyła i wyszła posyłając mi buziaka.
- Wiem, że lubisz Gabriela i uważasz, że jest świetny, ale ... - zawahała się.
- To on może stać za ostatnimi morderstwami w Roswell.
Jej słowa prześlizgnęły się przez mój mózg, nie zostawiając żadnego śladu. Czy to możliwe, że Meg zmyśliła to sobie, bo nie lubi Gabriela. Ale to niedorzeczne, nikogo by  nie oskarżała, gdyby nie byłaby pewna. Nagle w mojej kieszeni zaczął wibrować telefon.

*
   Gabriel stał w wąskiej uliczce czekając na umówione spotkanie. Dziś jeszcze nie widziałem Tanyi, pomyślał, gdy po raz kolejny przechodził obok posągu małej dziewczynki z miśkiem. Jego przyjaciel się spóźnia. Dręczyły go wrzuty sumienia, bał się, że przez kłamstwa straci bliską mu osobę. Zastanawiał się w jak beznadziejnej sytuacji się znajduję, jego pewność siebie i krzepa wygasa z przenikliwą myślą narastających problemów nieśmiertelnych. Spojrzał na zegarek była 01:36. Co do cholery robi ten facet. Uliczkę wychodzącą na Fied Street oświetlał jedynie trupi blask z latarni stojącej na końcu skrzyżowania. Stracił nadzieje, że jego przyjaciel się pojawi. Więc skręcił w prawą w stronę, chwilę potem usłyszał stłumiony wrzask kobiety. Odwrócił się kobieta leżała zwinięta w kłębek, samochód, który ją wyrzucił uciekł z piskiem opon. Gabriel rzucił się biegiem w stronę kobiety. Cała się trzęsła, jej twarz mocno spocona, ciało okryte czarną płachtą. Gabriel poznał ją, to była ta sama kobieta, którą widział w klubie. Szybko złapał ją w pół i wziął ją na ręce. Postanowił zanieść ją do rodzinnego domu. Za nim do niego dotarł kobieta dwa razy przeraźliwie wrzeszczała i walnęła go mocno w nos. Przeszedł przez werandę i szybkim krokiem wszedł do domu, gdzie jedynie Deamon w nim przebywał. Położył ją na sofie i zdjął czarną płachtę. Jej ciało było przerażające, skórzany pas z kolcami zaciśnięty wokół uda, mocno wrzynał się w ciało. Nadgarstki miała sine i opuchnięte od sznura. Z ust kapała jej krew. Gabriel pomógł jej dojść do siebie.

________________________________________________________________
Wiem, wiem późno i krótko. Ale postaram się następnym razem napisać to lepiej.
W tym rozdziale jest trochę więcej Gabriela i jego rodziny. Sprawy się coraz bardziej
komplikują zarówno u Gabriela jak i Tanyi. Meg staje się zarozumiała - chcą chronić
przyjaciółkę. Striptizerka, która była ostatnią iskierką nadziei klanu Dragovich, nie chce
z nikim współpracować.
Mam nadzieje, że zachęciłam was tym do czytania. W przyszłym rozdziale będzie o wiele
ciekawiej i lepiej.
Sorry, za błędy i do następnego :)