wtorek, 29 lipca 2014

Rozdział III

Tylko na te jedno słowo było, mnie stać. Gabriel patrzył na mnie z mrużonymi oczami. Wyjął z kieszeni chusteczki i podał je bezszelestnie. Przez cały czas, byłam w szoku po tym co się stało, jak Gabriel uratował mnie przed tym obleśnym typkiem, ale nadal miał do niego spory dystans. 
-Lepiej nie choć po miasteczku sama. Kręcą się tu różne świry -powiedział a w jego głosie pojawiło się ostrzeżenie "Przecież nie będę cię pilnował ". Zabawne, że jeszcze godzinę temu sądziłam, że to on jest największym świrem jakiego kiedykolwiek poznałam. Nadal drżały mi ręce, a kolana lekko uginały się pod ciężarem ciała. 
-Powinienem cię odprowadzić- wyprostował się jak struna i rozejrzał dookoła. W sumie chciałam mu przyznać rację, ale coś mnie powstrzymywało. To, że mi pomógł nie znaczyło, że mogłam mu bezgranicznie ufać. Razem ruszyliśmy w stronę akademika w oddali było słychać pohukiwanie ptaków, niebo stawało się coraz bardziej gwieździste, liście drzew leniwie poruszali na wietrze.
-Jeszcze raz dziękuję -powiedziałam z łamiącym się głosem, stojąc przed wejściem do budynku.
-Nie dziękuj- uśmiechnął się i odszedł powoli w stronę zaparkowanych samochodów.
Stałam przez chwilę w przejściu, w gardle czułam uścisk, który szukał ujścia we łzach. Nie sądziłam, że pierwszy dzień stanie się jednym z najgorszych dni. Wyjazd, studia, praca to wszystko miało mi pomóc w odnalezieniu siebie na nowo. Patrzyłam się w ciemną toń, która z czasem zaczęła się zagłębiać się w czarną przestrzeń. Robiło się coraz chłodniej, weszłam do środka. W akademiku (co dziwne) panował hałas rozbawionych uczniów, którzy wygłupiali się i nie przypominali ani trochę wczorajszych ponurych osób. Idąc przez hol natknęłam się na Meg, która niosła stos zakurzonych książek. Pomogłam jej i odebrałam kilka z nich, nie rozmawiałyśmy dużo. Meg była całkiem miła, zaproponowała mi pomoc w napisaniu wypracowania. W pokoju panowała przyjemna cisza, Andrea siedziała przy biurku trudzącą się nad rozprawką, którą zadał jej pan Keaton. Rzuciłam torbę na łóżko, Andrea odwróciła się w tej samej chwili, przerywając milczenie.
-Och Tanya, muszę ci coś opowiedzieć-stwierdziła podekscytowana.-Poznałam dziś ślicznego chłopaka, jest taki romantyczny. Siedziałam z nim na kliku lekcjach, jej stąd i zaprosił mnie na wycieczkę po mieście. Zastanawiam się co ubrać czy tą turkusową sukienkę i srebrny naszyjnik lub białą bluzkę w koronkę i topazowe kolczyki ? Jak sądzisz ?
-Andrea rób przerwy między swoimi monologami.- odpowiedziałam, z trudem powstrzymując śmiech. Jej zmartwienia z garderobą zaczęły się w siódmej klasie, kiedy zakochała się w asystencie nauczyciela historii.
-Ja wybrałabym białą bluzkę i kolczyki - odezwała się Meg
Zamierzałam opowiedzieć Andrei o nocnym zajściu. Wkrótce. Potrzebowałam tylko trochę czasu, żeby sobie wszystko dobrze poukładać. Problem w tym, że nie miałam pojęcia w jaki sposób. Rozmowa z dziewczynami oderwała mnie od wszystkich "słodkich" udręk. Jak sądziłam Meg nie była wredną zdzirą, co prawda miała humory, ale zadawało się, że zaczynamy się rozumieć. Nawet Andrea się do niej przekonała. Meg mieszkała tu na tyle długo, że znała prawie wszystkich i  ich krótką biografię, ostrzegała nas też przed panem Sheen'em, który dostaje czasem ataki szału, gdy ktoś nie przynieście wypracowania.
Ucieszyłam się, gdy zrobiło się na tyle późno, że wypadało nam iść spać. Nie mogłam przywyknąć do nieustannego szumu wiatru i deszczu bijącego w dach, naciągnęłam na głowę kołdrę, a potem dołożyłam jeszcze poduszkę. 

**

O dziewiątej ocknęła mnie Andrea, która uświadomiła mi, że zaraz spóźnimy się na zajęcia. Ubrałam się w pośpiechu, przez chwilę siłowałam się z wciągnięciem spodni. Wyjrzałam przez okno pogoda zaczęła dopisywać, na gałęziach drzew, które przysłaniały słońce, były jeszcze krople deszczu. Śniadanie zjadłam w obojętna na smaki i zapachy, nawet skusiłam się na (jak zawsze) przypalonego tosta, przygotowanego przez Andre'e. Umyłam zęby,chwyciłam za torebkę i razem z Andreą i Meg rzuciłyśmy się do drzwi. Wyjęłam podręcznik na pierwszej lekcji z wykładowcą języka łacińskiego prof. Keaton'em. Krzesło obok mnie zajmowała Andrea, wybrzmiał dzwonek i profesor zajął swoje miejsce pod tablicą, zaczynając swój wykład. Zdumiałam się na nieobecność Gabriela. Cichy głosik podsunął mi myśl, że może to być związane z dziwną napaścią, albo zwyczajnie w drodze do szkoły skończyła mu się benzyna i utknął nie wiadomo gdzie.
A może stwierdził, że nie ma ochoty iść na dzisiejsze zajęcia. Andrea kopnęła mnie pod stołem, profesor patrzył na mnie z uniesioną brwią. 
-Panno Sullivan, proszę notować- powiedział ostrym tonem. 
Wzięłam do ręki długopis i zaczęłam pisać po gładkim, pustym papierze. Przez resztę lekcji w skupieniu słuchałam prof. Keaton'a, nie wracając myślami ani do Gabriela, ani do wczorajszego wieczoru. Na korytarzu włączyłam się w przepływający tłum, kierując się do wyjścia, zatrzymała mnie Meg.
-Heej Tanya, idziesz dziś do klubu ?!- krzyknęła, przedzierając się przez grupę chłopaków.
-Nie mam ochoty.
-No proszę, musisz poznać tutejsze obyczaje - mrugnęła porozumiewawczo.
-Ja, ty i Andrea za godzinę spotykamy się na parkingu- uśmiechnęła się i odeszła szybko znikając w tłumie.
W sumie czemu nie, od kilku miesięcy nie byłam w żadnym klubie. Szybkim ruchem otworzyłam drzwi do pokoju, w ekspresowym tempie zrzuciłam ubrania i wskoczyłam pod prysznic, gdzie wylałam na siebie pół butelki płynu do kąpieli. Zdecydowałam się na białe rurki, moją nową bluzkę z Forever 21 i niewysokie koturny.Włosy spięłam w wysoki kucyk. Ostatni element mój ulubiony arbuzowy błyszczyk. Wsiadłyśmy do samochodu, tym razem ja prowadziłam.W drodze do klubu pozwoliłam myślom powędrować na chwilę w stronę Gabriela. Jest coś w nim niesamowicie ponętnego i mrocznego. Im dłużej o nim myślałam, tym bardziej byłam przekonana, że skrywa w sobie coś tajemniczego, złego. W połowie drogi z zachmurzonego nieba, zaczął padać deszcz. Skupiona na przemian na jezdni i zmienianiu biegów, usiłowałam znaleźć włącznik wycieraczek. Oświetlenie ulicy zamigotało. Zastanawiałam się, czy przypadkiem nie zbiera się na burze. Pogoda w tym miasteczku zmienia się bez przerwy i w każdej chwili z mizernego deszczyku może przejść w ulewę, a nawet w powódź z piorunami. Nad naszymi głowami ponownie zamigotały lampy uliczne. Na skrzyżowaniu zapaliło się żółte światło. Hamując,sprawdziłam,czy droga jest wolna i ruszyłam naprzód. Zanim się spostrzegłam, że na maskę wpada jakiś ciemny kształt, usłyszałam wycie. Krzyknęłam, wciskając hamulec, odruchowo skręciłam z całych sił w prawo. Wstrzymałam oddech, ściskając rękami kierownicę. Zdjęłam stopy z pedałów, samochód szarpnął i zamarł.
-Pogięło cię! Co ty wyprawiasz ?!-krzyknęła z przerażeniem Andrea, łapiąc się za głowę
-Nie widziałyście tego? Przecież coś wpadło na maskę -odparłam zszokowana
-Nic nie wpadło.
-Uspokójcie się. -odezwała się spokojnie Meg.
Kiedy ponownie uruchamiałam silnik, usłyszałam okropne wycie. Wzdrygnęłam się i wcisnęłam pedał gazu, pomknęłam naprzód. Zatrzymałyśmy przed sklepem z upominkami, tylko tam było miejsce by zaparkować. Ulica była pełna klubów i sklepów z mrożonymi jogurtami. Z nieba zniknęły deszczowe chmury. Meg wskazała swój ulubiony klub z neonowym napisem By Eva. Wchodzą do środka oblała nas głośna muzyka, alkohol dookoła i wszędzie pijane dziewczyny robiące rzeczy, których nie będą pamiętać następnego dnia. Andrea zamówiła nam drinki, jak zawsze wybrałam klasyczne piwo z sokiem. Usiadłam przy stoliku, rozglądając się po klubie, parkiet był duży, ale i tak nie było zbytnio miejsca, żeby potańczyć. Zrobiłam łyk piwa, chłodne uczcie wypełniło moje gardło. Dziewczyny nie miały ochoty więcej siedzenia i ruszyły na środek tańcząc z jakimś gościem. Wstałam i przecisnęłam się przez dziką parę w stronę łazienki na piętrze, bo ta na dole była niezbyt "komfortowa". Zwilżyła trochę twarz zimną wodą, odgarnęłam włosy z twarzy i wyszłam. Na korytarzu usłyszałam znajomy niski głos, odwróciłam się. W drzwiach stał wysoki chłopak w czarnej skórzanej kurtce to był Gabriel, kłócił się z ładną smukłą brunetką. Zeszłam na dół, by mnie nie zauważył za sobą słyszałam wołanie.
-Tanya ?!- wrzasnął przedzierając się przez muzykę. Odkręciłam głowę w górę, patrzył się na mnie swym czarującym spojrzeniem. Chwile potem, stał tuż obok mnie opierając się o poręcz. 
-Co tu robisz ? Śledzisz mnie ?- spytał uśmiechając się szelmowsko.
-Nie-pokręciłam głową- Zwykły wypad z dziewczynami.
-Mhmm.. zatańczysz ?-spytał. Choć nie brzmiało to jak pytanie.
-Ooo nie- byłam kiepską tancerką, tata uczył mnie przez trzy tygodni kilku kroków na bal z okazji jesieni.
-Masz wobec mnie dług- stwierdził, łapiąc mnie delikatnie za rękę. Muzyka w jednej chwili z szybkiej i donośnej zmieniła się w romantycznie powolną.
Skinęłam głową, jego twarz wyrażała chytry uśmieszek. Przyciągnął mnie do siebie, położył rękę na moją talię, nasze palce splotły się ze sobą. Zaczęliśmy się poruszać w rytm piosenki, wzrok miałam wlepiony w podłogę. 
-Powinnaś iść na lekcje tańca- stwierdził patrząc się na mnie z roześmianą twarzą.
-Ty, też beznadziejnie tańczysz- odparłam mając nadzieje, że mu dogryzę. Zaśmiał się złowrogo i przybliżył się do mnie, tak, że czułam jego zimny oddech na twarzy.
-Inteligenta, wrażliwa i ładna za dużo jak na jedną osobę- szepnął mi w ucho.
-Przemądrzały, śmiały i...
-Seksowny ?-wtrącił przegryzając wargę
-Raczej nietaktowny.
___________________________________________________________________________
Trzeci rozdział jak wam się podoba ??? Postarałam się nie robić w nim tylu błędów jak w poprzednich.
Sporo się nad nim natrudziłam ostatnio nie miałam weny, ale jakoś go napisałam. Tanya jest coraz bardziej 
zauroczona czarującym Gabrielem. Proszę o szczere komentarze i rady. I do następnego ;)
http://ii-trust-you.blogspot.com/- świetny blog mojej kochanej przyjaciółki <3333 wpadnijcie 


sobota, 12 lipca 2014

Rozdział II

Gdy skończyłam układać ubrania w starej dębowej komodzie,poszłam z kosmetyczką do naszej wspólnej łazienki. Rozczesując splątane wilgotne włosy ,przyglądałam się swojemu odbiciu w lustrze. Może tylko ta nagła zmiana klimatu i deszczowa pogoda sprawiły,że wyglądałam koszmarnie jak dziewczyna z The Ring. Patrząc tak na siebie doszłam do wniosku,że nie ma się co oszukiwać. Nie znajdę tu sobie miejsca ,kiedyś nawiązywanie kontaktów z rówieśnikami nie przychodziło mi z trudem,do Stillwater nie miałam ochoty wracać po tym co zrobiłam. Całą noc przewracałam się w łóżku. Znad lasu przyleciał wicher omiatający uniwersytet i obsypując okna kamieniami. Kilka razy zbudziły mnie odgłosy zrywających się przez wiatr dachówek. Podskakiwałam na najcichszy dźwięk za szybą,nawet słyszałam trzeszczenie materaca. Około siódmej poddałam się, zwlokła się z łóżka i wzięłam gorący prysznic. Za oknem było widać tylko gęstą mgłę. Usiadłam przed lustrem toaletki,żeby się uważnie obejrzeć. Makijaż miałam minimalny,ograniczony do paru muśnięć tuszem do rzęs i połyskliwym błyszczku o zapachu arbuzowym,dziś postanowiłam rozpuścić włosy. Meg okazała się jeszcze bardziej dziwną osobą,niż ją opisywała Andrea. Przechodząc obok niej przywitałam się ,ale ona tylko zmierzła mnie chłodnym wzrokiem i burknęła pod nosem coś w stylu ''hej'', widocznie dzielenie pokoju z dwiema dziewczynami jej nie odpowiadało. Przy śniadaniu nie rozmawiałyśmy za dużo ,Andrea życzyła mi sobie powodzenia ,byłam pewna ,że życzenie się nie spełni .Ostatnio los nie darzył mnie szczęściem . Pierwsza od stołu odeszła Meg, która udała się na zajęcia. Przez dłuższą chwilę siedziałam przy sosnowym stole,przyglądając się Andrei ,która zajadała spalonego tosta. Kuchnia w naszym pokoju  była mała,ale przestronna,ściany pokrywała biała tapeta ze złotymi smugami ,okna wychodziły na dziedziniec. Nie chciałam się pojawić na zajęciach zbyt wcześnie,ale nie mogłam się też spóźnić. Wzięłam, więc dżinsową kurtkę i pożegnałam się z Andreą , z którą miałam dopiero na trzeciej godzinie wspólną lekcję. Nadal mżyło ,choć nie tak bardzo ,bym przemokła do suchej nitki. Ścieżka,która oddzielała uniwersytet od akademika ,była porośnięta trawą ,od której sprężyście odbijały się moje podeszwy butów. Wchodząc do budynku ,panował szum rozmawiających studentów ,w środku było ciepło i ponuro zapalone światła dawały mętny poblask na hol,gdy zadzwonił dzwonek udałam się na pierwszą lekcję z profesorem filozofii panem Sheen'em. Usiadłam w trzecim rzędzie, by nie być zbyt blisko profesora ,który straszył swymi wyłupiastymi oczami. Przede mną siedziała Meg pogrążona w rozmowie z jakimś chłopakiem.
-Cisza . Cisz..- urwał bo sali wszedł wysoki chłopak w ciemniej kurtce .Przez rzędy ławek przeszła fala podniecenia.
- Pierwsza lekcja ,a ty już się spóźniasz. - powiedział głośno profesor Sheen ,karcąc chłopaka swym spojrzeniem .
-Przepraszam -mruknął ,nie zwracając zbytnio uwagi na słowa profesora. Przystanął przy drzwiach i rozejrzał się po klasie. Paplanina dziewczyn w jednej chwili zamarła. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Jego czarne włosy kontrastowały z  jasną karnacją ,kości policzkowe i szczęki miał mocno zarysowane i idealnie prosty nos. Meg odwróciła gwałtownie głowę, gdy chłopak przechodził obok niej. Zatrzymał się przy wolnym krzesełku i przysiadł obok mnie. Siedział zgarbiony patrząc chłodnymi oczami przed siebie .Z pewnością nad czymś rozmyślał ,ale uznałam, że lepiej nie wiedzieć nad czym .
- Na dzisiejszej lekcji zastanowimy się nad sensem życia człowieka - profesor odchrząknął ,po czym mówił dalej: Kim jest tak naprawdę człowiek? Dokąd każdy z nas zmierza? Czy istnieje życie po życiu ?-między pytaniami robił teatralne przerwy.
-Cześć jestem Tanya.- chłopak nie odezwał się,ani jednym słowem.
-Na te pytanie odpowiecie w parach ,jeśli nie uda wam się napisać wszystkich odpowiedzi ,skończycie na przyszłej lekcji - Świetnie! mam pracować z chłopakiem ,który na nic nie reaguje i przez cały czas ma utkwiony wzrok w przestrzeni .Zawahałam się ,ale byłam pewna ,że on nie zrobi pierwszego kroku .
- Jak się nazywasz ?-zapytałam
Przeszył mnie swymi morskimi oczami i zmarszczył brwi. Przez chwilę czułam ,że serce podchodzi mi do gardła .Był jakiś mroczny ,jakby kryło się w nim coś tajemniczego ,przerażającego. Nie uśmiechał się przyjaźnie,raczej był to uśmiech grozy w której się w nim czaiła. Skupiłam wzrok na tablicy,by uniknąć jego dalszego spojrzenia.
- Zasadniczy zwrot filozoficzny dokonał się we wczesnej nowożytności i jest łączony przed wszystkim z filozofią Kartezjusza - ciągnął dalej profesor. Siedziałam spokojnie. Teraz był jego ruch. Gdy wcześniej się uśmiechałam ,nic dobrego się z tego nie wyszło. Zmarszczyłam nos ,próbując się skupić ,czym pachnie. Na pewno nie perfumami ,ani nie papierosami. Czymś świeżym. Deszczem, trawą ,może mieszka blisko lasu.
Położyłam łokieć na stole i oparłam podbródkiem o pięść. Westchnęłam , napotkawszy wzrokiem zegar, zaczęłam wystukiwać ołówkiem rytm wskazówki sekundowej. No nieźle ,w tym tempie nic nie zrobimy. Gapiąc się przed siebie, usłyszałam szelest kartek. Czytał pytania. Zerknęłam w jego stronę ,wodził oczami po kartce.
-Możemy już zacząć ?-zapytałam starając się,nie pokazywać zirytowania.
-Czytaj - odpowiedział aroganckim tonem.
-Dlaczego ja ?
-Chcę posłuchać twojego głosu -odpowiedział ,podając mi kartkę z pytaniami.  Przełknęłam głośno ślinę,popatrzył na mnie z politowaniem. Denerwowała mnie jego pewność siebie,czułam się skrępowana.
-A może powiesz mi wreszcie jak mam się do ciebie zwracać ?-zapytałam obracając nerwowo ołówek.
-Mówi mi Gabriel- nareszcie coś powiedział.
Pierwsze pytanie,było dość dziwne.
-Dlaczego żyję ?- szczerze nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiałam.Najwyraźniej ,ktoś na''górze'' chciał ,bym odwiedziła ten świat. Sięgnął przez stół po mój czysty notatnik i zaczął coś ,pisać łagodnym ruchem dłoni. Pochyliłam się nad nim na tyle blisko, ile mi starczyło odwagi,próbując przeczytać co napisał.
Miał już kilka linijek,a zdań przybywało coraz więcej.
-Co ty robisz ? -zapytałam dziwnym piskliwym głosem .
-Piszę ci odpowiedzi -odpowiedział starając być miły.
-Przecież sama mogę pisać -zaprotestowałam natychmiast.
-Nie,ty czytasz ja piszę -mówiąc to nie spuszczał wzroku z notatnika.
-Jesteś z Oklahomy?-dodał ,odwracając się do mnie. Ciekawe po czym to poznał,może po moim akcencie,albo po dziwnym speszonym zachowaniu .
- Tak. Skąd wiesz ?
-Zaparkowałaś na moim miejscu starą Mazdą- odpowiedział unosząc lekko brew. Całkiem szybko się zorientował ,że jestem z Oklahomy i przyjechałam Mazdą,a może o prostu zgadywał. A poza tym to nie ja prowadziłam tylko Andrea.
-Czym jest nieśmiertelność? kolejne pytanie -parsknęłam śmiechem , przecież nikt nie może być nieśmiertelny. Gabriel spojrzał na mnie oczekując odpowiedzi na mój niezapowiedziany śmiech .
-Coś cię rozbawiło ?-zapytał ,a w oczach pojawił się błysk ciekawości.
-Wiesz,tylko kartoteki policyjne,są dla nas jedyną przepustką do nieśmiertelności -odrzekłam
Wychylił się do tyłu krzyżując ręce za głową.
-Żeby ją osiągnąć,wystarczy nie umierać,ale ty chyba wiesz coś już o śmierci  -powiedział to przeciągając każdą sylabę.
-O co ci chodzi...
-Cofnijmy się kilka miesięcy wstecz ,przypomnij sobie wyścig -nie wiedziałam do czego zmierza,przecież to nie możliwe,by wiedział o wypadku. Chwycił moje krzesło i przyciągnął mnie do siebie .Nie wiedziałam co zrobić ,czy odejść i pokazać jak bardzo jestem wściekła i wystraszona ,czy udawać ,że jestem znudzona jego głupim gadaniem,wybrałam tą drugą opcję.
-Razem ze znajomymi urządziłaś wyścig dla swojego brata ,zaraz jak on się nazywa D.D.Danny ,nie skończył się ciekawie prawda? Podobno ktoś w nim zginął .
Patrzyłam na niego wstrząśnięta .Mimo,że nie dawałam po sobie poznać ,że straszne wspomnienia wracają z prędkością światło ,czułam że Gabriel dobrze wie jakie wizje mnie nawiedzają. W tym samym momencie zabrzęczał dzwonek i aż podskoczyłam na krześle. Gabriel zerwał się z szybkim ruchem  i wypadł z klasy za nim ktokolwiek choćby wstał. Siedziałam sparaliżowana wpatrując się półprzytomna w drzwi za którymi zniknął. Kim on do cholery jest?! Wiedział takie rzeczy, o których nikt ,oprócz mnie, Andrei ,Darren'a i ..Jeffrey'a nie wiedział. Nikt. Zaczęłam powoli pakować swoje rzeczy,starając pohamować narastający we mnie gniew. Miałam nadzieje,że z oczu nie popłynął mi łzy. Po ostatnich wydarzeniach często zamykałam się w pokoju,płacząc. Wyszłam na hol,oparłam się ścianę,moja klatka piersiowa podnosiła się i opadała.
-Wszytko w porządku?-zapytał znajomy głos. Podniosłam wzrok. Obok mnie stała Meg,jej brązowe oczy świdrowały po mojej twarzy.
-Tak-skłamałam. Nic nie było w porządku, od kiedy to nieznajomy facet tak dużo o mnie wie.
-Spokojnie Gabriel Chevez to kompletny świr, nie przejmuj się nim -uśmiechnęła się sztucznie. Łatwo było jej mówić,przez cały czas w głowie brzmiał mi jego niski głęboki głos i ostatnie kilka zdań które wypowiedział.

*

Po zajęciach ,cały dzień spędziłam w nie najlepiej zaopatrzonej książkami bibliotece szukając jakiejkolwiek wzmianki na temat kultu Dionizosa. Wracając o ósmej do akademiku niebo groźnie pociemniało atramentowym błękitem. Zasunęłam zamek kurtki pod szyje, by nie zamarznąć. Szłam tą samą ścieżką, oświetlaną lampami. Za sobą słyszałam szybkie ciche kroki, odwróciłam się. Ku mnie zmierzał chłopak, którego widziałam na zajęciach. Spojrzał na mnie, uśmiechnął się podejrzanie, robiąc śmiały krok. Wystraszyłam się chciałam już ruszyć w stronę akademiku, ale złapał mnie mocno wpół. Próbował pocałować,ale uderzyłam go pięściami pierś, chcąc wyrwać się z jego silnego objęcia.
-Nie bądź taka nieśmiała, widziałem jak na mnie patrzysz - wzmocnił swój uścisk, bym nie mogła się ruszyć choć o milimetr. Zaczęłam krzyczeć,gdy jego obrzydliwe usta zbliżały się do moich. Z za rogu wyszedł Gabriel, w jego oczach od razu widziałam szaleńczą wściekłość. Na widok Gabriela chłopak puścił mnie, a jego jasne oczy rozszerzyły się. Ręce Gabriel'a zacisnęły się w pięść tak, że jego kostki stały się białe. Podszedł do chłopaka i wymierzył mu cios w twarz. Chłopak stracił równowagę i runął na mokrą ziemię, trzymając się na nos, z którego ciekła krew. Zmierzył spojrzeniem Gabriela a jego usta utworzyły się w cienką linię ,po czym wstał i rzucił się na niego. Moje oczy były pokryte łzami z odrobiną tuszu ,które spływały w dół po policzkach. Gabriel złapał chłopaka mocno za szyje i odrzucił go od siebie, tak chłopak ,że wpadł na latarnie i po chwili chwiejnym krokiem uciekł. Przełknęłam swój strach i powoli zbliżyłam się do Gabriela, który stał i wpatrywał się w ciemność ,w której zniknął chłopak.
-Dziękuję -wyjąkałam.
__________________________________________________________________________
Kolejny rozdział, przepraszam za moje nieuniknione błędy. Mam nadzieje , że się wam spodobał.
Dodawajcie komentarze , jeśli go przeczytacie  :)


wtorek, 8 lipca 2014

Rozdział I

Jadąc z mamą na lotnisko, otworzyłyśmy szeroko samochodowe okna. Po raz pierwszy od pięciu lat w Stillwater jest trzydzieści stopni ciepła, niebo jest absolutnie bezchmurne. Miałam na sobie ulubiony bladoróżowy top i krótkie dżinsowe shorty.Wiatr , który wpadał przez okno delikatnie muskał mi twarz. Celem podróży było miasteczko Roswell w stanie Georgia na północnych przedmieściach stolicy . Rodzice nie są zadowoleni z wyboru mojej szkoły, ale już od pewnego czasu marzył mi się wyjazd do Roswell , gdzie można odetchnąć od codziennych problemów i podziwiać tamtejsze miejsca. Tata był pewien,że wybiorę się na uniwersytet stanowy w rodzinnym mieście. Co prawda ma piękny dziedziniec i jest jednym z największych uniwersytetów w naszym stanie, ale  nie bardzo się do niego nadawałam .
- Tanya - odezwała się się mama już w hali odlotów - pamiętaj , że w każdej chwili możesz wrócić .
Powiedziała to już po raz tysięczny i stanowczo ostatni.Wyglądała na bardzo zmartwioną .
Byłam jej całkowitym przeciwieństwem ja miałam brązowe włosy zwykle zaczesane niedbale w kucyk  i niebieskie oczy, mama była piękną blondynką z piwnymi oczami i pierwszymi zmarszczkami. Spojrzałam jej w szkliste oczy wyczytałam z nich niepokój. Wyglądało,że zaraz się rozklei. Przecież nie często się zdarza , gdy dziecko opuszcza rodzinę ,by stać się samodzielną osobą . Teraz mama zalała się łzami . Poczułam narastającą panikę i wyrzuty sumienia. Czy mama sobie poradzi ? Teraz gdy mój młodszy brat jest chory , gdy potrzeba nam pieniędzy. Objęłam mamę i czule pocałowałam w czoło. Wyjeżdżam,by pomóc mojemu braciszkowi, by ułatwić życie moim rodzicom. Po policzku mamie spływała łza,otarłam ją opuszkami palców.
- Nie martw się mamo, poradzę sobie - tym razem powiedziałam to szczególnie przekonująco , ostatnio często powtarzałam do zdanie .
- Przyjedź na Święto Dziękczynienia .
- Obiecuję .Wszystko będzie dobrze . Kocham Cię mamo.
Przytuliła mnie mocno i trzymała mnie tak długo , aż przeszła przez odprawę , wsiadłam do samolotu i już jej nie zobaczyłam. Czekały mnie bite trzy godziny lotu z Stillwater do Santa Fe, na dodatek siedział za mną chłopczyk, który co chwila kopał w moje siedzenie. Nie bałam się latania , bardziej martwiłam się Darren'a.
Gdy wylądowałam w Santa Fe, padał deszcz ,ale nie wzięłam to za zły znak. Na parkingu czekała już na mnie moja przyjaciółka Andrea niewysoka dziewczyna o porcelanowej cerze , błękitnych oczach i jasnych blond włosach rozpuszczonych na ramiona, która stała przy samochodzie i mokła w deszczu. Znałyśmy się od dzieciństwa , zawsze wszystko robiłyśmy razem, w piątej klasie próbowałyśmy popalać, ale nakryła nas mama , został tylko ślad przypalenia na podłodze w mojej sypialni . Andrea przyjechała do Roswell, dwa tygodnie wcześniej by załatwić nam miejsca w akademiku. Zauważyła mnie dopiero, gdy schodziłam niezdarnie po śliskich schodkach. Otworzyła bagażnik, wrzuciłam swoje torby i walizkę, miałam zaledwie kilka ubrań pasujące do tego klimatu. W prawdzie miałam trochę grosza, bo w wakacje dorabiałam w sklepie wędkarskim i malowałam łodzie.
- Jak dobrze cię widzieć Tanya. Co słychać u Darren'a? - zapytała wsiadając do auta .
- W porządku. Też się cieszę, że Cię widzę.
Andrea włączyła swoją ulubioną stację radiową , w której pobrzmiewał kawałek Coldplay, In my place świetna piosenka słuchałyśmy ją przez całe zeszłe lato.
-Znalazłam nam pracę - oznajmiła po zapięciu pasów .
- Naprawdę ? Gdzie ?
- W pobliskim pubie .
Wiadomość o znalezieniu pracy wprawiła mnie w euforię ,ale nie na długo , bo moje myśli zajął już Darren. Kolejna fala wyrzutów sumienia z mieszaniną rozpaczy drgnęła mną . Wymieniliśmy z Andreą parę uwag na temat pogody -ciągle padało i to było na tyle. Wiedziałam , że Andrea domyśla się czym jest pochłonięty mój umysł ,ale łatwiej było powiedzieć , że jest się zmęczonym, niż rozdrapywać bolesne wspomnienia. Wpatrywałyśmy się w drogę w milczeniu.
Okolica była niezaprzeczalnie piękna . Wszystko tonęło w zieleni i jej odcieniach : korony drzew i ich pokryte mchem pnie, porośnięta paprociami ziemia. Roswell w przeciwieństwie do Stillwater nie tętnił tak życiem to ciche miejsce ,w którym pogoda zmienia się z minuty na minutę .Wreszcie zajechaliśmy na miejsce.Wysiadając z samochodu deszcz przestawał padać, niebo trochę pojaśniało, chmury przyjęły kolor śnieżnobiały.Uniwersytet nie był zbyt duży , a nawet nie przypominał uniwersytetu . Wyglądał dosyć obskurnie, ściany budynku były pomalowane białą farbą, która już odpadała i prześwitywał ciemny kolor , na dachu brakowało kilku cegieł. Cały bagaż zdołałyśmy wnieść za jednym zamachem , w recepcji dostałam klucz do pokoju . Wnętrze budynku było ponure, po holu przechadzali się uczniowie ,sprawiali wrażenia tak samo ponurych jak i cały uniwersytet. Nasz pokój był na ostatnim piętrze. Ku mojemu zdziwieniu dostałyśmy piękną sypialnię wychodzącą na zachód, za oknem widać było korony iglastych drzew, które tworzyły baldachim z igieł ,dający zieloną poświatę na łóżko przy oknie. Drewniana podłoga , morelowe ściany i spadzisty sufit przypominały mi własną sypialnię. Zajęłam wolne łóżko przy oknie , miałam z niego wspaniały widok i uwielbiałam gdy w nocy blask księżyca oświetlał mi twarz. Andrea zajęła łóżko z prawej ściany. Co dziwne w pokoju było jeszcze jedno łózko, na którym leżała czarna bluzka .
- Ktoś jeszcze z nami mieszka ? - zwróciłam się do Andrei ,wskazując na łóżko.
- A tak wczoraj wprowadziła się jakaś dziewczyna Meg .
- Dziwna jakaś . Taka tajemnicza- dodała po chwili , kręcąc głową .
_______________________________________________________________________
I o to pierwszy wpis , mam nadzieje , że fajny. Sorki za błędy piszcie jeśli coś nie rozumiecie .
Tanya dopiero się przeprowadziła do Roswell .Miasteczko wywróci jej życie do góry nogami ,
tu pozna miłość i będzie musiała stawić czoło swoim codziennym i trudnym problemom . Dowie
się również o tajemnicach swoich rodziców.CHĘTNIE POCZYTAM WASZE OPINIE .
Pozdrawiam i do kolejnego wpisu :)